Pamiątkowa kamienna tablica
regimentarza Stefana Czarnieckiego
oraz żołnierzy jego niezłomnej dywizji
w siedzibie Bractwa Liderów w Warszawie
|
W siedzibie Bractwa Liderów
w Warszawie przy ul. Patriotów 247
ustawiona została unikalna
pamiątkowa kamienna tablica
regimentarza Stefana Czarnieckiego
oraz żołnierzy jego niezłomnej dywizji.
|
|
W siedzibie Bractwa Liderów w Warszawie Radości przy ul. Patriotów 247 ustawiona została unikalna kamienna tablica, upamiętniająca postać i czyny wybitnego polskiego bohatera Stefana Czarnieckiego oraz żołnierzy z jego niezłomnej dywizji, którzy podczas tak zwanego potopu szwedzkiego w połowie XVII stulecia naród polski uratowali od całkowitego wymordowania przez współdziałających ze sobą wrogów szwedzkich, niemieckich - brandenburskich, siedmiogrodzkich (węgiersko-rumuńskich) i ukraińskich oraz miejscowych zdrajców i pasożytów (o pochodzeniu polskim i żydowskim), choć i tak udało im się wymordować 50 % Polaków i zniszczyć 80 % ich majątku.
Tablica ta upamiętnia i przypomina wydarzenia z dziejów naszego narodu zawsze aktualne i najważniejsze (gdy decydowało się jego istnienie), a także ścierające się ze sobą odmienne postawy:
- wrednych i podłych zdrajców i pasożytów realizujących dla swych nikczemnych korzyści anty-polskie obce i wrogie interesy;
- oraz patriotów poświęcających życie i zdrowie w walce o dobro ojczyzny.
Celem tego przedsięwzięcia jest podnoszenie i wzmacnianie świadomości patriotycznej, za pomocą namacalnego obiektu – kamiennej płyty, która może być trwała i wręcz wieczna.
Niżej treść, wyryta na tej tablicy:
PAMIĘĆ, SŁAWA I CHWAŁA BOHATEROM!
POMNIK KU PAMIĘCI STEFANA CZARNIECKIEGO
I BOHATERSKICH ŻOŁNIERZY Z JEGO NIEZŁOMNEJ DYWIZJI
STEFAN CZARNIECKI (1599-1665) HERBU ŁODZIA BYŁ WYBITNYM WODZEM POLSKIM,
W STOPNIU REGIMENTARZA (GENERAŁA DYWIZJI), SŁYNĄCYM Z WALECZNOŚCI,
NIESPOŻYTEJ ENERGII ORAZ WYTRWAŁOŚCI NA TRUDY I RANY W OBRONIE OJCZYZNY
I NARODU POLSKIEGO PRZED WROGAMI: ZEWNĘTRZNYMI I WEWNĘTRZNYMI.
DOWODZIŁ GENIALNIE NIEZŁOMNĄ DYWIZJĄ POLSKĄ, KTÓRA JAKO JEDYNY ODDZIAŁ
WOJSKOWY PODCZAS POTOPU SZWEDZKIEGO (1655-60) NIE ZDRADZIŁA I NIE PRZESZŁA
NA STRONĘ WROGÓW I W CIĄGŁYCH STRASZNYCH BOJACH ZACIEKLE ICH ZWALCZAJĄC
URATOWAŁA OJCZYZNĘ i NARÓD POLSKI OD CAŁKOWITEGO WYMORDOWANIA.
ZADUMAJ SIĘ I DOCEŃ, ŻE DZIĘKI TYM OBECNIE ZAPOMNIANYM BOHATEROM
NASZ NARÓD POLSKI (JUŻ W POŁOWIE WTEDY PRZEZ WROGÓW WYMORDOWANY)
ZACHOWŁ BYT I ŻE WSKUTEK TEGO I TY ŻYJESZ I MOŻESZ CZYTAĆ TE SŁOWA.
Wyżej: treść wyryta na pamiątkowej tablicy Czarnieckiego i jego niezłomnej dywizji.
Przy tej sposobności podajemy ważną informację, że zamieszczone tu dwie fotografie
opisywanej tablicy (tę i ukazaną wyżej) wykonał i udostępnił - za co bardzo dziękujemy -
wielki autorytet żydowski w Polsce, szeroko słynący ze swej prawości oraz zwalczania
żydowskich szachrajstw, sam reb Bolesław/Baruch Szenicer, przewodniczący żydowskiej
Gminy Wyznaniowej Starozakonnych w RP i b. wieloletni dyrektor Cmentarza Żydowskiego
przy ul. Okopowej w Warszawie. Informację tę ujawniamy teraz publicznie jako najlepszy
i niepodważalny dowód, że nasza organizacja Bractwo Liderów nie ma bynajmniej charakteru antysemickiego ani też niczego przeciwko normalnym i uczciwym Żydom, co ewentualnie
błędnie, nikczemnie i bardzo brzydko mogą zarzucać nam różne zdeprawowane osoby,
kierujące się w tym działaniu niecnymi, niegodziwymi, haniebnymi i antypolskimi motywami.
W związku z tym i podejmowanym tu tematem okropnych wydarzeń z potopu szwedzkiego podkreślić należy, że wtenczas mieszkający w Polsce Żydzi masowo zdradzili nasz kraj
i kolaborowali ze szwedzkimi najeźdźcami w rabowaniu i mordowaniu narodu polskiego.
Jak zwykle też - wbrew swej rzekomej mądrości i zdolności przewidywania - bardzo źle
na tej zdradzie wyszli, jako że pomimo owej kolaboracji byli podle torturowani i mordowani
przez Szwedów (pożądających zgromadzonych przez nich pieniędzy i innych dóbr), a potem
już sprawiedliwie za tę samą zdradę i brzydkie zachowanie przez mszczących się Polaków.
Z tych powodów wszyscy Żydzi powinni w ramach dobrze pojętej nauki dokładnie zapoznać się
z tragicznymi wydarzeniami z okresu potopu szwedzkiego, aby na ich przykładzie nauczyć się,
że zdrada oraz brzydkie postępowanie (ukierunkowane na pasożytnicze gromadzenie pieniędzy
za wszelką cenę) nigdy nie popłacają oraz mogą zemścić się zasadnymi pogromami, mordami
i nawet Holocaustem. Bo niestety Żydzi - pomimo, że uważają się za pochodzących z "narodu wybranego" i tym samym bardzo mądrych - nie uczą się na swych błędach i nie mogą pojąć, dlaczego od tysiącleci we wszystkich krajach świata spotykają się z niechęcią i nienawiścią.
Gdy zaś w końcu Żydzi pojmą tę kwestię i w rezultacie odrzucą swe błędne postępowanie,
to w prosty i naturalny sposób pozbędą się przyczyn owej niechęci oraz pogromów i rzezi,
a przy okazji antysemityzmu i zarzucania antysemityzmu innym narodom, zwłaszcza
naszemu, czego Żydom serdecznie życzymy dla dobra zarówno ich, jak i nas Polaków.
Ta opisywana w tym tekście oraz sfotografowana przez Bolesława Szenicera pamiątkowa tablica Czarnieckiego wykonana została ze sprowadzonego z Afryki najtwardszego kamienia - granitu w kolorze grafitowym z widocznymi w nim mikroskopijnymi błękitnymi diamentami, które w świetle migocą niczym bombki na choince.
Wymiary tablicy: 130 x 100 cm.
Pomimo okresu zimowego jest już obsadzana stosownymi roślinami.
Tablica została ustawiona na specjalnym postumencie na wysokości 90 cm od podłoża i na innej, ułożonej poziomo granitowej płycie - w barwie czerwonej (symbolizującej najwyższy poziom energii, oddanie dla narodu polskiego oraz krew przelaną podczas potopu szwedzkiego w obronie ojczyzny) - w siedzibie Bractwa Liderów, przy ścieżce na miejsce naszych uroczystości patriotycznych.
Ogląda ją więc każdy uczestnik tych uroczystości i może składać na niej znicze pamięci dla najdzielniejszych polskich bohaterów oraz ich mądrości, odwagi, męstwa i ofiarności.
Tablicę wykonał gen. bryg. Roman Marian Surdacki herbu Gordon (komandor Komandorii Urzędów Bractwa) w swym zakładzie kamieniarskim koło miejscowości Urzędów na Lubelszczyźnie, jej inicjatorem jest wielki mistrz Bractwa gen. dyw. Ryszard Murza Murat herbu Murat, a poświęcił ją ks. kan. gen. bryg. Adam Stanisław Lemieszek herbu Lemiesz (komandor Komandorii Piotrawin Bractwa), proboszcz rzymsko-katolickiej parafii Klementowice w Powiecie Puławskim.
Wyżej: wykonawca tablicy gen. bryg. Roman Marian Surdacki herbu Gordon
i jego wnuk mgr inż. Gabriel Brożek (specjalista z zakresu budownictwa mostów).
Szereg osób z pobudek patriotycznych wspomogło tę inicjatywę jako sponsorzy.
W tym celu wykupywali tradycyjną „cegiełkę” ustaloną na kwotę 200 zł i wpłacali ją (mogli zakupić więcej tych „cegiełek”) na bankowe konto Bractwa. Nazwiska i imiona sponsorów oraz ich stopnie organizacyjne-wojskowe także upamiętnione zostały (aby te osoby i patriotyczną postawę również docenić) na tablicy eksponowanej obok tego pomnika – w kolejności uzależnionej od ich wkładów.
Niżej: treść tablicy upamiętniającej jej sponsorów.
OSOBY, KTÓRE Z POBUDEK PATRIOTYCZNYCH
ZNACZĄCO PRZYCZYNIŁY SIĘ DO POWSTANIA
TEGO POMNIKA KU PAMIĘCI STEFANA CZARNIECKIEGO
I BOHATERSKICH ŻOŁNIERZY Z JEGO NIEZŁOMNEJ DYWIZJI
GEN. DYW. RYSZARD MURAT – WARSZAWA
GEN. BRYG. ROMAN MARIAN SURDACKI – URZĘDÓW
KS. KAN. GEN. BRYG. ADAM LEMIESZEK – KLEMENTOWICE
POETA NARODOWY KAZIMIERZ JÓZEF WĘGRZYN - ISTEBNA
PPŁK ALEKSANDER NOWAK – KAMIENIEC WROCŁAWSKI
PŁK ALIAKSANDR SAGAIDARAV - GDAŃSK
GEN. BRYG. ZBIGNIEW KLATKA – RADOM
PPŁK JERZY GOMULAK - WARSZAWA
PPOR. SYLWERIUSZ KRUK - WĄWOLNICA
PPOR. MIROSŁAW PÓŁGRABIA – WARSZAWA
POR. BARTOSZ SZWED – OPOLE LUBELSKIE
GEN. DYW. TADEUSZ MIROSZCZUK – KALINOWICE
ZDZISŁAWA MIROSZCZUK - KALINOWICE
GEN. BRONI JAN ADAM FALECKI - LUBLIN
GEN. DYW. ELŻBIETA SADZYŃSKA - WARSZAWA
WICEADM. RYSZARD WOLIŃSKI – GDYNIA
KONTRADM. BOGDAN PUCZYŃSKI - SKIERNIEWICE
GEN. BRYG. SŁAWOMIR SCHAB – NOWY OLSZOWIEC
GEN. BRYG. RYSZARD MARCIŃCZAK – ŁÓDŹ
GEN. BRYG. DR. STANISŁAW ZDUŃCZYK – JÓZEFÓW
PPŁK BARBARA CZEKANOWSKA-MIKICIŃSKA - WARSZAWA
PŁK HENRYK DELUGA - RADOM
PŁK IGNACY KICKI - SIEDLCE
PŁK TOMASZ SULIK – WARSZAWA
PŁK TOMASZ ZDZISŁAW KURZYDŁO - WARSZAWA
PŁK PIL. RYSZARD SZUŁAKIEWICZ - WARSZAWA
PPŁK ANDRZEJ JANUSZ JANCZAREK - ZAMOŚĆ
KMDR. POR. ROMUALD JAŚKIEWICZ – GDAŃSK
PPŁK ADAM JURCZAKOWSKI – PIASTÓW
PPŁK HELENA OLECH - LUBLIN
PPOR. MARIUSZ PANASIUK - WARSZAWA
RAFAŁ KRZYSZTOF PLUCHRAT - WARSZAWA
PŁK DR INŻ. MARIUSZ WÓJCIK - KRAKÓW
Ustawiona naprzeciwko pomnika tablica upamiętniająca osoby,
które przyczyniły się do powstania pomnika Czarnieckiego i żołnierzy jego dywizji.
Wiersz o tablicy Czarnieckiego i jego niezłomnej dywizji
najwybitniejszego polskiego poety narodowego
Kazimierza Józefa Węgrzyna
Z okazji ustawienia pamiątkowej tablicy Czarnieckiego i jego niezłomnej dywizji polski poeta narodowy Kazimierz Józef Baron Węgrzyn herbu Węgrzyn ułożył okolicznościowy wiersz pt. "Aby odnaleźć znowu Ducha Czarnieckiego!"
|
 |
Kazimierz Józef Węgrzyn jest najwybitniejszym współczesnym polskim poetą narodowym, autorem kilkudziesięciu tomików sławnych wierszy o tematyce patriotycznej i religijnej.
Urodził się w 1947 roku w Miejscu Piastowym i ukończył filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Mieszka w pięknej miejscowości Istebna u źródeł królowej polskich rzek Wisły. Autor kilkudziesięciu tomów wierszy patriotycznych i religijnych.
Główny nurt jego poezji nawołuje do mobilizacji i podjęcia walki o Wielką, Wolną i Niepodległą Polskę. Jego wiersze odnoszą się do najżywotniejszych wartości Narodu i Państwa Polskiego.
Obok: portret poety Kazimierza Józefa Węgrzyna.
Autor Jacek Laskowski; olej, płotno; 65 x 45 cm.
|
ABY ODNALEŹĆ ZNOWU DUCHA CZARNIECKIEGO!
”Jak Czarniecki do Poznania po szwedzkim zaborze …”
fragment polskiego hymnu
Dzisiaj nam potrzeba prawdziwych bohaterów;
tych, którym Polska była największą świętością;
którzy byli niezłomną Jej tarczą i mieczem
i służyli Ojczyźnie z największą miłością!
Dzisiaj do nich nam trzeba powrócić pamięcią,
gdy w mierzwie kłamstwa, niewoli i zdrady
nie umiemy odnaleźć dumy i godności
i nocami odprawiamy na znak klęski "Dziady".
Ta tablica niech będzie jak wyrzut sumienia,
jak drogowskaz, co stoi w środku Europy,
co ma prowadzić zawsze każdego Polaka
tam, gdzie regimentarz Czarniecki pozostawił tropy.
W bohaterskiej historii Naszego Narodu,
gdy na końskich kopytach przynosił zbawienie,
gdy to jego Niezłomna Dywizja broniła
przed zagładą Polaków oraz ich istnienie.
I teraz nam zagraża zagłada Narodu,
gdy Polak - obywatel drugiej kategorii
nie rozumie potrzeby wolności i prawa,
pozbawiony Prawdy oraz własnej historii.
Bo i dzisiaj Ojczyzna jak w czasie potopu,
duszona przez pętlę reżimu zdradzieckiego,
czeka na przebudzenie z kolejnej niewoli,
aby odnaleźć znowu Ducha Czarnieckiego!
Dzisiaj nam potrzeba prawdziwych bohaterów,
tych, którym Polska była największą świętością,
którzy byli niezłomną Jej tarczą i mieczem
i służyli Ojczyźnie z największą miłością !
Kazimierz Józef Węgrzyn
Po tych wiadomościach wstępnych, przedstawiamy relację z uroczystości odsłonięcia oraz poświęcenia tej unikalnej tablicy.
Zamieszczone tu fotografie wykonał ppłk pil. Andrzej Kwiatkowski z Radomia, który jest również autorem publikacji - fotoalbumów z uroczystości Bractwa. Z opisywanej uroczystości także wykonał taki fotoalbum, który można u niego zamówić.
Uroczystość odsłonięcia i poświęcenia
pamiątkowej tablicy Czarnieckiego i jego żołnierzy
18 stycznia 2025 roku
 |
W sobotę 18 stycznia 2025 roku o godz. 12
w siedzibie Bractwa przy ul. Patriotów 247
w Warszawie Radości odbyła się
uroczystość patriotyczna Bractwa Liderów.
Imprezę zorganizował wielki mistrz Bractwa
gen. dyw. Ryszard Murza Wielki Książę Murat
herbu Murat (od lewej).
O nagłośnienie imprezy zadbał
płk Marek Franciszek Hrabia Chałupka
herbu Chałupka, komandor
Pierwszej Komandorii Wieluń (od prawej).
|
|
Na początku imprezy dokonano uroczystego odsłonięcia i poświęcenia kamiennej tablicy pamiątkowej Stefana Czarnieckiego i żołnierzy jego niezłomnej dywizji, ustawionej przy ścieżce wiodącej do sali, gdzie odbywają się zebrania i uroczystości Bractwa.
W związku z tym zgromadzeni ze sztandarami i chorągwiami zajęli miejsca wokół tej tablicy.
Uroczystość rozpoczęła się wprowadzeniem przez reprezentację ułanów na czele ze st. chor. sztab. Januszem Bylinką-Nehrebeckim herbu Sas sztandaru 1 Pułku Strzelców Konnych z Garwolina.
Wyżej: rozpoczęcie uroczystości.
Potem gen. dyw. Bogdan Tadeusz Pokrowski złożył tradycyjny meldunek gospodarzowi imprezy gen. dyw. Ryszardowi Muratowi o gotowości obecnych do uroczystości odsłonięcia i poświęcenia tablicy.
Złożenie meldunku przez gen. dyw. Bogdana Tadeusza Pokrowskiego.
Gen. dyw. Bogdan Tadeusz Pokrowski.
Potem inicjator imprezy gen. dyw. Ryszard Murza Murat otworzył uroczystość, powitał zebranych oraz krótko przedstawił powody ustawienia tablicy.
Wielki mistrz Bractwa Liderów gen. dyw. Ryszard Murza Murat otwiera uroczystość.
Następnie wykonawca tablicy gen. bryg. Roman Marian Surdacki herbu Gordon dokonał jej symbolicznego odsłonięcia poprzez przecięcie nożyczkami taśmy biało-czerwonej.
Wykonawca tablicy gen. bryg. Roman Marian Surdacki dokonuje jej symbolicznego odsłonięcia.
Tablicę poświęcił w obrządku rzymsko-katolickim ks. kan. gen. bryg. Adam Stanisław Lemieszek herbu Lemiesz, proboszcz katolickiej parafii Klementowice w Powiecie Puławskim na Lubelszczyźnie.
Ks. kan. gen. bryg. Adam Stanisław Lemieszek w trakcie poświęcenia tablicy.
 |
Z kolei gen. bryg. Edward Szwed herbu Szwed odczytał błogosławieństwo od arcybiskupa prof. dra hab. Stanisława Wielgusa, byłego Rektora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, byłego Biskupa Płockiego oraz Metropolity Seniora Warszawskiego, członka naszego Bractwa.
Oto treść tego błogosławieństwa
o przepięknej, trafnej i wzruszającej treści:
Ukochani w Panu Bogu Bracia i Siostry!
Stefan Czarniecki – wybitny polski wódz i Jego żołnierze pozostają wymownym symbolem odwagi i patriotyzmu, a ich niezłomność i przekonanie o konieczności służby Bogu i Ojczyźnie zasługują na szacunek pokoleń.
Potomni zaś zobligowani są do upowszechniania prawdy i pamięci o zbrodniach dokonanych na Narodzie Polskim podczas potopu szwedzkiego.
Pamięć i prawda są bowiem narzędziami przeciwdziałania przemocy i destrukcji.
Z całego serca błogosławię i zapewniam, że jestem duchowo z uczestnikami uroczystości, polecam opiece Bożej.
Obok: arcybiskup prof. dr hab. Stanisław Wielgus podczas gestu błogosławieństwa.
Kapłan ten znany jest z uczciwości i prawego charakteru, a także z wielkich uzdolnień krasomówczych, przejawianych w jego
kazaniach i książkach. Na przełomie lat
2006/2007 został perfidnie zniszczony jako
człowiek przez wyjątkowo nikczemnych polsko-języcznych dziennikarzy, polityków i duchownych, którzy niesłusznie i haniebnie oskarżyli go
o współpracę ze służbami specjalnymi PRL
i niezwykle agresywną nagonką zmusili do rezygnacji z objętej funkcji Metropolity Warszawskiego, gdyż obawiali się, że może doprowadzić do odrodzenia Kościoła w Polsce
i tym samym zagrożenia ich interesów.
Z tego powodu już obecnie uznawany jest
za współczesnego męczennika i jako taki
przejdzie do historii naszego kraju i Kościoła.
|
Gen. bryg. Edward Szwed odczytuje błogosławieństwo
arcybiskupa prof. dr. hab. Stanisława Wielgusa, Metropolity Warszawskiego Seniora.
Modlitwę żydowską zmówił reb Bolesław/Baruch Szenicer, przewodniczący żydowskiej Gminy Wyznaniowej Starozakonnych w RP, a to - jak wyjaśnił Ryszard Murat - z dwóch powodów:
- po pierwsze dlatego, że religia chrześcijańska wywodzi się z judaizmu;
- po drugie po to, aby nikt nie zarzucał naszemu Bractwu, że jesteśmy antysemitami, bo przecież nie możemy być antysemitami, skoro w naszych imprezach czynnie uczestniczy sam przewodniczący żydowskiej gminy wyznaniowej.
Żydowską modlitwę odmawia reb Bolesław/Baruch Szenicer,
przewodniczący żydowskiej Gminy Wyznaniowej Starozakonnych w RP.
Później gen. bryg. dr Stanisław Zduńczyk herbu Kościesza złożył przed tablicą ufundowany przez niego wizerunek orła w charakterze polskiego godła państwowego, jako symbol szacunku narodu polskiego wobec czynów Stefana Czarnieckiego i żołnierzy jego dywizji.
Gen. bryg. dr Stanisław Zduńczyk składa przed tablicą
wizerunek orła w charakterze polskiego godła narodowego.
Na koniec uroczystości nastąpiło złożenie przed tablicą zniczy pamięci przez osoby, które do tego się przygotowały.
Jako pierwszy symboliczne światełko pamięci złożył wielki mistrz Bractwa Ryszard Murza Murat.
Zdzisława Miroszczuk składa znicz pamięci w imieniu Pierwszej Komandorii Zamość Bractwa.
Zdzisława Miroszczuk i jej mąż gen. dyw. Tadeusz Stefan Miroszczuk -
komandor Pierwszej Komandorii Zamość Bractwa.
Znicz pamięci składa kpt. pil. Jacek Zbigniew Cichoński herbu Cichoń -
komandor Pierwszej Komandorii Kozienice Bractwa.
Znicz pamięci składa gen. bryg. Andrzej Oklesiński -
komandor Pierwszej Komandorii Żyrardów Bractwa.
Potem gen. dyw. Bogdan Tadeusz Pokrowski przeprowadził sztandary i chorągwie z miejsca tej uroczystości do sali, w której odbyła się dalsza cześć uroczystości.
Uroczystość w sali
Tę część uroczystości rozpoczęto polskim hymnem narodowym oraz hymnem tatarskim - ze względu na naszą szlachecką tradycję polsko-tatarską i obecność osób o korzeniach tatarskich.
Uroczystość rozpoczęła się hymnami narodowymi.
Następnie organizator imprezy Ryszard Murat poinformował, że nadrzędnym celem naszych uroczystości patriotycznych jest podnoszenie poziomu świadomości narodowej i patriotycznej, gdyż ta świadomość jest najważniejsza dla trwania i rozwoju narodu.
Bardzo ważnym aspektem tej świadomości jest także podnoszenie dumy z siebie, czyli ze swej osoby i ze swych osiągnięć, gdyż nie będzie w pełni użytecznym członkiem narodu ten, komu brakuje godności, dumy i honoru, lub kto wstydzi się siebie oraz swoich czynów.
To właśnie w ramach podnoszenia godności, honoru i dumy z siebie na naszych uroczystościach uroczyście przedstawiamy uczestników, podkreślając ich osiągnięcia, najrozmaitsze u różnych osób, a także wręczając wyróżnienia, wśród nich odznaczenia.
Wyróżnienia te również odgrywają ogromną rolę dla zdrowia psychicznego i funkcjonowania ludzkiej psychiki oraz pozwalają wyróżnionym i w ten sposób docenionym osiągać i utrzymywać wyższy poziom szacunku dla siebie samego, a zarazem dla użytecznej pracy i działalności, w tym dla siebie i całej społeczności.
Potem wielki mistrz Bractwa Ryszard Murza Murat otworzył uroczystość i powitał zebranych, a także przedstawił 23 obecne sztandary, chorągwie i buńczuki (przedstawienie niektórych z nich widoczne jest na fotografiach dalej).
Jako pierwsza przedstawiona została chorągiew polska, którą jako chorąży dzierżył
gen. bryg. Zbigniew Klatka z Radomia. Chorągiew ta ma znaczenie pamiątkowe,
ponieważ w imieniu Prezesa Rady Ministrów (premiera) wręczył ją Wielkiemu Mistrzowi
Bractwa na uroczystości w Bochotnicy w 2018 roku gen. bryg. Marek Roman Osiejewski
herbu Ostoja - wiceprzewodniczący Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego
Policjantów przy Komendzie Głównej Policji w Warszawie.
Przedstawienie sztandaru 1 Pułku Strzelców Konnych z Garwolina. Dowódcą pocztu
sztandarowego był st. chor. sztab. Janusz Stanisław Bylinka-Nehrebecki herbu Sas.
Przedstawienie sztandaru Szkoły Podstawowej im. Stefana Czarnieckiego w Gołębiu (patrz dalej). Rolę chorążego sztandaru pełnił dyrektor tej szkoły Krzysztof Gowin.
Przedstawienie sztandaru Komendy Głównej WiN - Zrzeszenia Oficerów i Żołnierzy
Oddziałów Partyzanckich RP Wolność i Niezawisłość. Rolę chorążego sztandaru pełnił
gen. bryg. Andrzej Oklesiński - komandor Pierwszej Komandorii Żyrardów Bractwa.
Przedstawienie sztandaru Związku Kombatantów RPiBWP Gminy Końskowola
w Powiecie Puławskim. Rolę chorążego sztandaru pełnił gen. dyw. Wiesław Grzyb -
komandor Komandorii Sułkowice Bractwa.
Przedstawienie chorągwi Pierwszej Komandorii Lublin Bractwa. Rolę chorążego
pełnił jej komandor - gen. broni Jan Adam Baron Falecki herbu Falecki
(prezes Zarządu Wojewódzkiego Związku Kombatantów RPiBWP w Lublinie).
Przedstawienie chorągwi Pierwszej Komandorii Kazimierz Dolny. Rolę chorążego pełnił
jej komandor - ppłk Tadeusz Strzępek herbu Strzęp (architekt, malarz i dziennikarz).
Przedstawienie chorągwi Lotniczej Komandorii Warszawa Bractwa.
Rolę chorążego pełnił jej komandor - płk pil. Ryszard Szułakiewicz herbu Szułakiewicz.
Przedstawienie buńczuka (tatarskiego symbolu władzy) gen. dyw. Ryszarda Murzy Murata.
Chorążym buńczuka był kmdr Tomasz Zdzisław Kurzydło herbu Kur -
komandor Drugiej Komandorii Warszawa.
Rolę ceremonialnego gospodarza uroczystości - witając uczestników - pełniły:
-
gen. dyw. Elżbieta Sadzyńska herbu Junosza; zam. w Warszawie; z wykształcenia biolog – ukończyła studia na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie; b. pracownik Zakładu Serologii Instytutu Hematologii w Warszawie; sekretarz generalny Zarządu Głównego Związku Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych oraz przewodnicząca Mazowieckiego Środowiska Kombatanckiego Synów Pułku; wieloletnia redaktorka czasopisma ZKRPiBWP „Polsce Wierni” i autorka setek artykułów prasowych na tematy historyczne oraz uroczystości patriotycznych i kombatanckich upamiętniających wydarzenia głównie z lat II wojny światowej;
- Anna Romualda Rączkowska herbu Jabłońscy, z domu Jabłońska, zam. w Warszawie Wilanów; ukończyła kilka fakultetów, w tym dwa w SGPiS oraz trzeci w Podyplomowym Studium Doskonalenia Umiejętności Menedżerskich; pracowała w Departamencie Spraw Osobowych Ministerstwa Infrastruktury, a od 1992 roku była ponad 20 lat rzecznikiem prasowym, w tym: trzech kolejnych generalnych dyrektorów PKP i doradcą ds. public relations ministra, prezesa Urzędu Transportu Kolejowego i doradcą kilku ministrów; w latach 2005-13 była dyrektorem public relations w Sp. PKP Informatyka; autorka projektu „Raport PKP” i współautorka projektu utworzenia Biura Informacji i Promocji w Centrali PKP S.A., gdzie pełniła obowiązki zastępcy dyrektora tego biura i równocześnie była szefem zespołu ds. public relations.
Gen. dyw. Elżbieta Sadzyńska herbu Junosza - sekretarz generalny
Zarządu Głównego Związku Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych w Warszawie.
W opisywanej uroczystości uczestniczyły 62 osoby, wśród nich dwie z tytułem Księcia, trzy z tytułem Hrabiego, jedna z tytułem Barona, dwie z tytułem doktora, czternastu generałów i piętnastu pułkowników.
Uczestnicy imprezy tradycyjnie zostali kolejno uroczyście przedstawieni przez wielkiego mistrza Bractwa Ryszarda Murzę Murata, z krótkimi informacjami na temat ich osiągnięć. Dla podkreśłenia chwały przedstawianych osób rozbrzmiewał przejmujący głos zabytkowego wschodniego gongu, męski - dla mężczyzn i żeński - dla dam.
Dalej na kilku fotografiach widoczne jest przedstawienie niektórych z 62 osób, dla ukazania atmosfery tej części uroczystości.
Kontradmirał Bogdan Hrabia Puczyński herbu Puc -
komandor Pierwszej Komandorii Skierniewice Bractwa.
Gen. bryg. Sławomir Andrzej Schab herbu Schab - komandor Pierwszej Komandorii
Tomaszów Mazowiecki Bractwa, komendant główny Związku Rezerwistów RP
i działacz Ochotniczej Straży Pożarnej.
Gen. bryg. Roman Marian Surdacki herbu Gordon - komandor Komandorii Urzędów Bractwa
i jego wnuk mgr inż. Gabriel Brożek (Rzeszów).
Gen. bryg. Edward Szwed herbu Szwed - komandor Pierwszej Komandorii Opole Lubelskie
i jego syn por. Bartosz Szwed - komandor Pierwszej Lubelskiej Komandorii Bractwa.
Płk Marek Franciszek Hrabia Chałupka herbu Chałupka -
komandor Pierwszej Komandorii Wieluń Bractwa.
Ppłk Henryk Deluga herbu Metalowe Serce - komandor Pierwszej Komandorii Radom Bractwa.
Płk Ignacy Kicki - komandor Drugiej Komandorii Siedlce Bractwa oraz dowódca Siedleckiej Grupy Ogólnopolskiej Kościelnej Służby Porządkowej Totus Tuus przy grobie bł. ks. Jerzego Popiełuszki
w Warszawie, wykonawca wyróżnień w postaci pamiątkowych krzyży z relikwiami
z grobu bł. ks. Jerzego Popiełuszki.
Por. Alicja Janina Lichocka, która otrzymała osobiste podziękowanie od Edwarda Gierka
za nadzorowanie budowy Dworca Centralnego w Warszawie.
Ppłk Helena Olech - wiceprezes i księgowa Zarządu Wojewódzkiego Związku Kombatantów
RPiBWP w Lublinie. Urodziła się w dniu zagłady przez hitlerowców Kolonii Zbędowice
22 listopada 1942 roku i niedaleko od tej miejscowości.
Ppłk Sławomir Józef Szalast herbu Szalast - komandor Czwartej Komandorii Lublin Bractwa.
Reb Bolesław/Baruch Szenicer - przewodniczący żydowskiej Gminy Wyznaniowej Starozakonnych
w RP, sławny z ujawniania szwindli i szachrajstw współczesnych żydowskich działaczy,
między innymi w głośnej książce "Anatomia zniszczenia".
Dr inż. Mariusz Wójcik - komandor Pierwszej Komandorii Kraków Bractwa
i były pracownik naukowy Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie
(specjalista w zakresie metalurgii - inżynierii materiałowej).
Kmdr ppor. Giedymin Wróblewski herbu Topór, prezes Warszawsko-Mazowieckiego Związku Baseballu i Softballu oraz wiceprezes Polskiego Towarzystwa Baseballu.
Po uroczystym przedstawieniu obecnych, odbyło się wręczenie nominacji na stopnie generalskie i oficerskie.
Nominacje te są zgodne z polskim prawem, ponieważ przywilej nadawania stopni, wśród nich oficerskich i generalskich otrzymał od Sądu Rejonowego dla m. st. Warszawy wielki mistrz naszego Bractwa, gen. dyw. Ryszard Murza Murat.
Z nominacją przyznawane jest prawo do oficjalnego i legalnego noszenia mundurów Wojska Polskiego, z właściwymi naramiennikami oznaczającymi otrzymany stopień, co jest unikalnym przywilejem naszego Bractwa, wyróżniającym go spośród innych organizacji.
Wraz z aktem nominacyjnym wyróżnione osoby otrzymują legitymacje (oficerską lub generalską), potwierdzające prawo do noszenia w trakcie uroczystości mundurów z oznaczeniem posiadanego stopnia za pomocą właściwych naramienników według wzorów obowiązujących w Wojsku Polskim w latach 1918-1939. Współcześnie mundury takie obowiązują w Marynarce Wojennej oraz w siłach lotniczych.
Legitymacje te służą do ewentualnego wylegitymowania się przed uprawnionymi organami, między innymi żandarmerią i Policją.
Nominacje na stopnie otrzymali:
- płk Roman Marian Surdacki herbu Gordon, komandor Komandorii Urzędów – na stopień generała brygady;
- mgr inż. Mirosław Półgrabia z Warszawy – na pierwszy oficerski stopień podporucznika.
Akty nominacyjne wręczył gen. dyw. Bogdan Tadeusz Pokrowski, zaś legitymacje gen. broni Jan Adam Baron Falecki herbu Falecki, komandor Pierwszej Komandorii Lublin.
Płk Roman Marian Surdacki herbu Gordon otrzymuje akt nominacyjny na stopień
generała brygady od gen. dyw. Bogdana Tadeusza Pokrowskiego.
Tradycyjne "pasowanie" szablą na pierwszy oficerski stopień podporucznika.
Mirosław Półgrabia otrzymuje oficerską legitymację podporucznika
od gen. broni Jana Adama Barona Faleckiego herbu Falecki.
Po nominacji na stopnie.
Potem odbyła się okolicznościowa laudacja z okazji odsłonięcia i poświęcenia pamiątkowej tablicy Czarnieckiego, którą obaj nominowani odebrali jako symboliczni reprezentanci zgromadzonych, zwłaszcza że przyczynili się do powstania tej tablicy.
Za osobami nominowanymi miejsce zajęli reprezentanci 1 Pułku Strzelców Konnych
z Garwolina ze swym sztandarem.
Wielki mistrz Ryszard Murza Murat poprosił, aby również reprezentacja ułanów z 1 Pułku Strzelców Konnych ustawiła się ze swym sztandarem za osobami nominowanymi, żeby także odebrać tę laudację.
Tak się bowiem składa - wyjaśnił - że kultowa polska formacja jazdy o tatarskim pochodzeniu – ułani* wykształciła się w XVIII wieku z najliczniejszych we wcześniejszych wojskach Rzeczypospolitej chorągwi pancernych, czyli tatarskich, bo uzbrojonych i walczących na wzór tatarski.
To właśnie chorągwie pancerne były podstawowymi oddziałami wchodzącymi w skład niezłomnej dywizji Czarnieckiego, a o jednej z tych chorągwi i jej bojach w tym miejscu będzie za chwilę mowa.
Objaśnienia: * Ułani - to kultowa (utrwalona w polskiej kulturze) formacja polskiej jazdy, która rozsławiła imię Polski na świecie do tego stopnia, że wzorem polskim pułki ułanów tworzono w różnych armiach.
Formacja ułanów ma pochodzenie tatarskie, a w języku tatarskim słowo ułan oznacza „czerwony”, dla podkreślenia, że formację ułanów utworzyli polscy Tatarzy, z których wszyscy jako wojownicy w Rzeczypospolitej zawsze zaliczani byli do szlachty, a z kolei typowym kolorem strojów polskiej szlachty była barwa czerwona, kiedyś często nazywana karmazynową. Ciekawostką jest, że u Tatarów słowo ułan to też nazwa tytułu arystokratycznego Barona.
Formacja ułanów ostatecznie wykształciła się w Rzeczypospolitej w XVIII wieku, właśnie z młodzieży szlacheckiej o pochodzeniu tatarskim.
Ułani zasłynęli zwłaszcza podczas wojen napoleońskich, kiedy to powszechnie uznawano ich w całej Europie za najskuteczniejszą jazdę.
Od ułanów pochodzi ułożone przez francuskich żołnierzy Napoleona powiedzenie „fantazja ułańska” (fr. Fantaisie de uhlan), jako że służący w niej żołnierze znani byli z nieprawdopodobnej waleczności, odwagi, brawury i równocześnie nieprzewidywalności w bojach.
O tej ułańskiej fantazji świadczy choćby taki przypadek, rozsławiony w całej Europie przez żołnierzy napoleońskich, będących świadkami owego zdarzenia.
Otóż podczas wyprawy Napoleona na Moskwę w 1812 roku jeden z polskich szwadronów ułanów raz po raz kilkakrotnie z wielkim impetem szarżował na wielokrotnie liczniejsze pułki rosyjskich kozaków, będących postrachem francuskich żołnierzy, i w końcu nieprawdopodobną i niezrozumiałą zajadłością zmusił do panicznej ucieczki przeważające siły wroga (które uznały, że mają do czynienia z jakimiś szaleńcami - wariatami).
Potem wyjaśniło się, że na początku tego boju jeden z ułanów zgubił swoją czapkę, czyli rogatywkę, i dla tych polsko-tatarskich ułanów warunkiem zachowania honoru było jej odzyskanie z rąk wrogów, zwłaszcza w tym przypadku kozaków.
I to z powodu rogatywki ku zdumieniu Francuzów i samego Napoleona szwadron ułanów rozbił całe zgrupowanie kozaków, zagrażające wtenczas samemu sztabowi Napoleona.
Gdy Napoleon dowiedział się o tym, powiedział do swych marszałków:
- Myślałem, że oni są pijani, jak to Polacy (fr. saoul comme des Polonaise), ale to są wiariaci (fr. des fous), skoro dla czapki tak zaciekle atakują liczniejszych wrogów. Dobrze, że mamy ich po swojej stronie, a nie jako przeciwników, bo inaczej źle byłoby z nami!
To również formacja ułanów zapoczątkowała te najpopularniejsze polskie czapki wojskowe, potocznie zwane rogatywkami, które pochodziły od tatarskich czapek futrzanych z charakterystycznym kwadratowym denkiem.
Pułki ułanów odegrały też ogromną rolę w walkach o odzyskanie niepodległosci w 1918 roku, w wojnie z bolszewikami w 1920 roku i w wojnie obronnej z Niemcami w 1939 roku.
Odzwierciedleniem unikalnego znaczenia ułanów w polskiej wojskowości i kulturze są dwie najsłynniejsze polskie piosenki wojskowo-wojenne, znane już w końcu XVIII wieku, noszące nazwy:
- Hej, hej, ułani, malowane dzieci;
- Przybyli ułani pod okienko.
Piosenki te zawierają proste słowa, ze składnią sprzed lat, ale przepełnione wielkim patriotyzmem
i zarazem optymizmem i radością, a równocześnie nieprawdopodobną dumą i siłą, a także przekonaniem
o własnych możliwościach i potędze, co jest warunkiem skuteczności każdego oddziału wojskowego.
Warto też zwrócić uwagę, że melodia tych piosenek przedstawia charakterystyczny rytm jazdy konnej,
a dokładniej szarży kawaleryjskiej.
Ułani z 1 Pułku Strzelców Konnych z Garwolina przed tablicą. Od lewej: ułan Tomasz Metera,
gen. bryg. Andrzej Oklesiński (komandor Pierwszej Komandorii Żyrardów), gen. dyw. Wiesław Grzyb (komandor Komandorii Sułkowice), st. chor. sztab. Janusz Stanisław Bylinka-Nehrebecki herbu Sas i st. ułan Paweł Piecek herbu Trąby.
Ryszard Murat o zajęcie miejsca obok ułanów poprosił też Krzysztofa Gowina – dyrektora Szkoły Podstawowej im. Stefana Czarnieckiego w Gołębiu* w Powiecie Puławskim, ze sztandarem tej szkoły, zwłaszcza że na tym sztandarze widnieje wizerunek regimentarza Czarnieckiego według obrazu z jego czasów.
Do odebrania laudacji dla Czarnieckiego i jego żołnierzy poproszony został także Krzysztof Gowin - dyrektor Szkoły Podstawowej im. Stefana Czarnieckiego w Gołębiu ze sztandarem tej szkoły.
Objaśnienia: * Pod miejscowością Gołąb w obecnym Powiecie Puławskim, przede wszystkim na polach miedzy brzegiem Wisły a kościołem parafialnym w Gołębiu, w dniu 18 lutego 1656 roku rozegrała się wielka bitwa pomiędzy główną armią szwedzką (dowodzoną przez samego króla Szwecji Karola Gustawa, słynącego w Europie ze zdolności dowódczych) i w jej składzie tysiącami nikczemnych polskich zdrajców, w tym Jana Sobieskiego, a polską niezłomną dywizją Stefana Czarnieckiego.
Wydarzenie to w polskiej tradycji nazywane jest bitwą pod Gołębiem, zaś w historiografii szwedzkiej Slaget vid Golomb.
Wyżej: bitwa pod Gołębiem według miedziorytu,
jaki wykonał szwedzki oficer Erik Dahlberg (zobacz dalej).
Pomimo ogromnej dysproporcji sił (armia szwedzka i polskich zdrajców wielokrotnie liczebnie przewyższała 10-tysięczną dywizję Czarnieckiego), to jednak ta dywizja dokonała w bitwie pod Gołębiem szereg gwałtownych szarż na szwedzkie kolumny, likwidując wielu wrogów, a ponadto niemało jego oddziałów muszkieterów spychając w nurty Wisły.
 |
W końcu na miejsce bitwy przybyły wszystkie siły szwedzkie, wskutek czego Karol Gustaw był pewien, że nareszcie uda mu się zniszczyć dywizję Czarnieckiego, kąsającą ciągle jego armię.
Jednak w sytuacji największego zagrożenia na znak Czarnieckiego chorągwie (oddziały) jego dywizji tatarskim sposobem nagle rozpierzchły się na wszystkie strony, unikając likwidacji, a po niedługim czasie zebrały się i nie tracąc wartości bojowej znów zaczęły atakować armię szwedzką.
Ciekawostką, przywoływaną na dowód niezwykłych umiejętności walki Czarnieckiego i jego dywizji są znamienne słowa, jakie król Karol Gustaw wypowiedział do swych dowódców - widząc przebieg bitwy pod Gołębiem:
- Gdybym ja pod swą komendą miał tę dywizję, to całą Europę zawojowałbym!
Na pamiątkę tej słynnej bitwy Szkoła Podstawowa w Gołębiu nosi imię Stefana Czarnieckiego, a na sztandarze tej szkoły widnieje wizerunek tego dowódcy według obrazu malarza B. Matthisena (1637-1666), jaki namalował w 1659 roku.
Obok: Stefan Czarniecki -
fragment słynnego obrazu B. Matthisena,
o którym wspomniano.
|
Wielki mistrz Bractwa Ryszard Murza Murat prezentuje wizerunek regimentarza Czarnieckiego uwieczniony na sztandarze Szkoły Podstawowej im. Stefana Czarnieckiego w Gołębiu,
który dzierży dyrektor tej szkoły Krzysztof Gowin. Warto zwrócić uwagę, że w górnym
lewym rogu sztandaru widoczny jest rodowy herb Czarnieckiego Łodzia.
Później Ryszard Murat dokonał laudacji, o której była mowa, stwierdzając:
W dniu dzisiejszym odbyło się odsłonięcie i poświęcenie unikalnej kamiennej tablicy ku pamięci Stefana Czarnieckiego i żołnierzy z jego dywizji, którzy uratowali w XVII wieku nasz polski naród od całkowitej eksterminacji podczas tak zwanego potopu szwedzkiego, zaś imię Czarnieckiego jako jedynej osoby z I Rzeczypospolitej wspomniane jest w polskim hymnie.
Tablica ta nie bez powodu ustawiona została w tym miejscu (w Warszawie Radości przy ul. Patriotów 247). Przyczyny tego przedstawione zostały w obszernym artykule o dzisiejszej imprezie, zamieszczonym na internetowej stronie Bractwa. W artykule tym zawartych jest wiele informacji, różnych faktów i ciekawostek, a także ilustracji i map, związanych z omawianymi wydarzeniami (w ten sposób wspomniany został niniejszy artykuł, zwłaszcza jego dalsza część).
Teraz kwestie te przedstawię bardzo lakonicznie, prosząc o zapoznanie się z tym artykułem (zobacz dalszą część niniejszego artykułu).
Najkrócej mówiąc, w upalnym dniu 31 lipca 1656 roku, nazajutrz po wielkiej trzydniowej bitwie polsko-szwedzkiej pod Warszawą Pragą, przegranej przez armię polską, właśnie w tym regionie, od Wawra po rzekę Świder rozegrało się wiele zaciekłych bojów pomiędzy oddziałami szwedzkimi (usiłującymi ścigać pobite wojska polskie) i chorągwiami dywizji Czarnieckiego.
Jeden z takich bojów odbył się na niewielkim pagórku, jaki teraz zajmuje ta posesja.
Pagórek ten, wtenczas mający lokalne strategiczne znaczenie, bo leżał przy zbiegu dwóch ważnych dróg, którymi obecnie biegną ul. Patriotów i ul. Klimatyczna, zajął silny oddział ponad 300 szwedzkich muszkieterów, dysponujący baterią sześciu armat. Ten szwedzki oddział miał zadanie blokować tu ruch, a dokładniej wycofywanie się polskich chorągwi.
I zgodnie z tym założeniem ów szwedzki oddział celnymi salwami z muszkietów i armat zmasakrował tu jeden z polskich oddziałów dywizji Czarnieckiego, konkretnie chorągiew dragońską obersztlejtnanta, czyli podpułkownika Jana Tetwina.
Wtedy na polecenie Czarnieckiego (znajdującego się na zbiegu dwóch dróg - obecnych ul. Patriotów i ul. Zagajnikowej) gwałtowną szarżę na ten oddział szwedzki wykonała, przybywająca od północy - od strony Kaczego Dołu (ówczesna nazwa Międzylesia) współczesną ul. Patriotów, lubelska chorągiew pancerna, czyli tatarska (gdyż była uzbrojona na wzór tatarski), którą dowodził pułkownik Jan Chryzostom Pasek herbu Doliwa, niezrównany wtenczas szermierz, a potem sławny pamiętnikarz ze swadą opisujący między innymi te wydarzenia.
Jedna ze szwedzkich armat znajdowała się dokładnie w miejscu, gdzie ustawiliśmy tablicę. Pozostałe armaty stały tu, gdzie teraz znajduje się ta ściana. Oczywiście wtedy nie było tu żadnych zabudowań, zaś na tym piaszczystym pagórku rosły tylko nieliczne i niewysokie krzaczki sosnowo-brzozowe.
Szwedzkie armaty skierowane były lufami w tamtą stronę, to jest w kierunku obecnej ul. Klimatycznej, skąd nacierała na Szwedów wspomniana polska dragońska chorągiew podpułkownika Tetwina.
Szarża pancernej chorągwi Paska spadła na ten szwedzki oddział muszkieterów od tamtej strony - północnej, to jest od strony współczesnego Międzylesia obecną ul. Patriotów, przy czym odbyło się to dokładnie w momencie, gdy Szwedzi po wykonaniu salwy w dragonów Tetwina zajęci byli czasochłonnym ładowaniem armat i muszkietów.
Atakująca szarżą pancerna chorągiew Paska przeszła przez ten oddział szwedzki dosłownie jak gwałtowna burza, także przez miejsce tej sali, gdzie teraz się znajdujemy.
W trakcie tej szarży Polacy wybili większość szwedzkich muszkieterów i wszystkich kanonierów obsługujących armaty, zaś sam Pasek jako najbardziej uzdolniony szermierz ściął podczas tego krótkiego boju szablą - jak to opisał - głowy trzem szwedzkim najeźdźcom (porównaj obrazy zamieszczone dalej).
Po tej szarży rozpędzona chorągiew Paska zatrzymała się tam dalej, gdzie teraz znajduje się posesja artysty Tadeusza Drozdy*.
 |
Objaśnienia: * Drozda Tadeusz (ur. 1949) -
to satyryk, komik, aktor, konferansjer i autor
(między innymi piosenki "Parostatek",
wykonywanej przez Krzysztofa Krawczyka).
Z wykształcenia inżynier elektryk
o specjalności wysokie napięcia
(ukończył Politechnikę Wrocławską).
Mieszka w Warszawie Radości.
|
Następnie ta polska chorągiew pancerna Paska błyskawicznie zawróciła i (niczym ułani w przywołanym wcześniej zdarzeniu z rogatywką pod Moskwą w 1812 roku) wykonała podobną szarżę z drugiej strony, atakując od tego kierunku - południowego. W trakcie tej walki Polacy zlikwidowali resztę szwedzkich nieprzyjaciół.
Z bitwy tej nie ocalał ani jeden szwedzki zbrodniarz, gdyż Polacy nie brali w niej jeńców, a ponadto od razu dobili wszystkich rannych wrogów, z powodu sprawiedliwej zemsty za ich rozliczne zbrodnie (rabunki, gwałty, tortury i morderstwa) i co tłumaczyli - za wielką aprobatą kapelana dywizji księdza Adriana Piekarskiego - swą pobożnością, jako że owi wrogowie byli heretykami (protestantami).
W tej drugiej szarży w miejscu, gdzie ustawiliśmy tablicę, przy jednej z armat Pasek w zażartej walce kilkoma ciosami szabli bogobojnie zlikwidował dowódcę szwedzkiego oddziału w stopniu oberszta, czyli pułkownika.
Wyjaśnię teraz krótko - stwierdził Ryszard Murat - po co ustawiliśmy tę tablicę.
Najkrócej mówiąc, tablicę tę ustawiliśmy po to, aby w symboliczny sposób, a symbole odgrywają w społeczeństwie ogromną rolę, aby właśnie w symboliczny sposób tablica ta przypominała, że obecnie mamy podobne czasy, jak w okresie potopu szwedzkiego.
Podczas potopu szwedzkiego wrogowie wewnętrzni, czyli po prostu nikczemni zdrajcy, zajmujący wysokie funkcje, sprowadzali na nasz kraj zbrodnicze wojska szwedzkie, niemieckie - brandenburskie, siedmiogrodzkie i ukraińskie, i doprowadzili do wymordowania ponad 50 % Polaków.
Od całkowitego wymordowania naród polski uratowała wtenczas właśnie dywizja Czarnieckiego, która jako jedyny polski oddział wojskowy nie zdradziła ojczyzny i w ciągłych, okropnych, strasznych i zaciekłych walkach, pełnych nieprawdopodobnych mordów (jak te, przywołane wcześniej), trwających przez kilka lat, pokonała okrutnych wrogów.
W dzisiejszych czasach podobni wrogowie wewnętrzni narodu polskiego – zdrajcy, oficjalnie podający się za Polaków, ale przez co bardziej mądrzejszych nie bez przyczyny nazywani polsko-języcznymi, także skutecznie, choć w bardziej wyrafinowany sposób, zmniejszają populację naszego narodu.
A jakimi sposobami? Wymienię niektóre z nich.
1. Między innymi poprzez określone organizowanie i umyślne utrzymywanie funkcjonowania służby zdrowia, która działa tak, aby jak największa liczba Polaków jak najszybciej wymarła, co też zresztą ma miejsce.
Nie bez powodu przecież aby dostać się do lekarza specjalisty, Polak musi oczekiwać wiele miesięcy, które są przecież decydujące dla jego zdrowia i życia.
I sytuacji tej nie da się wytłumaczyć brakiem lekarzy (bo tych mamy przecież aż za dużo), brakiem obiektów, jak przychodnie i szpitale (bo tych też mamy aż nadto), ani brakiem pieniędzy (bo tych rządzący również mają aż za dużo, skoro miliardy bez przerwy przekazują na Ukrainę i to wrogom naszego narodu).
I czynili tak zarówno rządzący z partii PiS, jak i obecni rządzący z partii KO i ugrupowań koalicyjnych. Kilka dni temu, dokładnie w środę, zarówno prezydent Duda z partii PiS, jak i premier Tusk z niby konkurencyjnej partii KO – na oczach kamer telewizyjnych, przez co i wy mieliście okazję te ich wypowiedzi oglądać – zapewnili przybyłego żydowskiego prezydenta Ukrainy, komika Zełenskiego, że nadal będą wspierać go między innymi ogromnymi kwotami pieniędzy.
Czyich pieniędzy? – należy zapytać. A naszych, czyli każdego z tu obecnych, które w ten sposób trafiają na Ukrainę zamiast do polskich lekarzy na leczenie Polaków.
2. Innym sposobem zmniejszenia populacji naszego narodu była tak zwana pandemia COVID-19. W jej trakcie, głównie z powodu wywołanego ogromnego i paraliżującego strachu, przymusowego zamknięcia w mieszkaniach, a także w zasadzie zupełnego zawieszenia udzielania pomocy w przypadku większości chorób, zmarło przecież bardzo dużo Polaków, zwłaszcza starszych wiekiem, jak to mówiono, wskutek „chorób towarzyszących”.
Zastanawiające i doskonale świadczące o prawdziwych kulisach owej pandemii jest jej zaskakujące zakończenie, będące hucpą i naigrawaniem się z Polaków. Otóż pandemia ta, rzekomo nie do zwalczenia, zakończyła się nagle (i bez żadnych działań medycznych) w chwili, gdy wskutek rosyjskiej inwazji na Ukrainę do naszej Polski zjechały miliony Ukraińców, którzy ani nie byli zaszczepieni, ani nie chorowali i nie zarażali już Polaków, tak jak to Polacy czynili sobie nawzajem wcześniej.
I co ciekawe, w tym samym czasie nagle oficjalnie zakończyła się ta pandemia na całym świecie, jak mawiano całkiem słusznie, z powodu zaatakowania Ukrainy przez niedobrego Putina (który z tego powodu, że tak skutecznie zlikwidował COVID-19 na świecie, powinien dostać Nagrodę Nobla w dziedzinie medycyny).
3. Innym sposobem zmniejszenia populacji naszego polskiego narodu było jeszcze niedawno (przez władze obu niby konkurencyjnych partii: tak PiS, jak PO) zmuszenie kilku milionów Polaków, głównie w wieku do 40 lat, czyli tych najbardziej ważnych dla funkcjonowania narodu, do emigracji na Zachód, przede wszystkim do Anglii, Irlandii, Norwegii, Niemiec, USA i Islandii.
W ten sposób, przy pomocy działań ekonomicznych, liczebność naszego polskiego narodu polsko-języczne władze zmniejszyły o kilka milionów, według różnych szacunków nawet o 8-10 milionów. Te osoby, które wyjechały i zamieszkały w wymienionych krajach, już tu nie wrócą i są stracone z punktu widzenia obronności naszego narodu.
4. Co ważne, w miejsce owych Polaków ściągnięto do Polski tłumy Ukraińców, które przybywały tu już przed rozpoczęciem wojny z Rosją, ale szczególnie po jej rozpoczęciu.
Przed kilkoma dniami oficjalnie podano w mediach, że tych Ukraińców zarejestrowanych w Polsce jest milion, ale faktycznie ich liczbę – wszystkich, zarówno rejestrowanych, jak tych nierejestrowanych szacuje się na 3 do 5 milionów. Nie bez powodu obecnie w zasadzie w każdej miejscowości, nawet wiejskiej, język ukraiński słyszy się tak samo często, jak polski.
Nie muszę teraz tłumaczyć, że owi Ukraińcy nie są i nie będą nigdy polskimi patriotami, zwłaszcza że powszechnie znane są ich poglądy banderowskie, których nawet nie starają się ukrywać, zresztą wzorując się w tym na swych ukraińskich władzach.
Nie trzeba też być wielkim mędrcem czy prorokiem, aby z niepokojem przewidywać, do jakich nieszczęść może doprowadzić taka sytuacja, oby nie do takich mordów na Polakach, jakie miały miejsce nie tak dawno przecież na kresach wschodnich, w tym na Wołyniu.
5. Ale obecnie rządzący w Polsce rozmyślają również nad tym, aby Polacy - jak podczas potopu szwedzkiego z rąk wrogów z zagranicy - masowo ginęli także w działaniach wojennych, mężczyźni jako żołnierze w bojach, a ludność cywilna, czyli kobiety i dzieci w bombardowaniach i ostrzeliwaniach rakietami i nie daj Boże, w ewentualnych atakach nuklearnych, o których w mediach (krajowych i światowych) mówi się już od dłuższego czasu.
Przypominam, że właśnie o to, aby do takich okropnych wydarzeń nie doszło, modlił się po żydowsku przed chwilą przy tablicy reb Bolesław/Baruch Szenicer, przewodniczący żydowskiej Gminy Wyznaniowej Starozakonnych w RP, za co mu teraz serdecznie dziękuję, jako że w modlitwie tej wyraził trafnie i dokładnie to, o czym teraz mówię.
Zachowanie i wypowiedzi rządzących naszym krajem polityków wskazują, że planują wciągnąć nasz polski naród w wojnę z Rosją, niby w obronie naszych „sojuszników” i „braci” Ukraińców, będących tak naprawdę naszymi największymi wrogami.
Oto fakty. W środę do Warszawy przybył żydowski prezydent Ukrainy Zełenski i – jak to już podały media światowe, a za nimi przyznały niektóre media polsko-języczne – faktycznym celem jego przybycia oraz rozmów z prezydentem Dudą z partii PiS i premierem Tuskiem z partii KO, było planowane wprowadzenie polskiego wojska na Ukrainę, aby z wydzielonymi oddziałami z Francji i Anglii (co zostało w tych krajach publicznie ogłoszone) obsadzić linię frontu, czyli oddzielić wojska ukraińskie od rosyjskich w ramach tak zwanych sił pokojowych.
Z kolei wczoraj, jak podały media, w Warszawie premier Tusk podpisał w tej kwestii porozumienie o tak zwanym „wsparciu dla Ukrainy” z premierem Wielkiej Brytanii, który dzień wcześniej, to jest w czwartek, takie samo „porozumienie obronne” podpisał z Zełenskim w Kijowie.
Nawet najbardziej naiwny człowiek powinien rozumieć, że taka awantura w postaci wprowadzenia polskich wojsk na Ukrainę, zakończyć się może wojną z Rosją i w rezultacie śmiercią wielu tysięcy, a może nawet milionów Polaków nie tylko w działaniach frontowych, ale także w eksplozjach atomowych, o jakich złowieszczo prorokują media.
Oczywiście nie będzie to dotyczyć ani prezydenta Dudy ani premiera Tuska z niby konkurencyjnych partii, bo oni na front z karabinem w ręku na pewno się nie udadzą, tylko wraz z rodzinami uciekną do bezpiecznych krajów, najprawdopodobniej do Izraela lub USA.
Oby do takich tragicznych, strasznych i okropnych wydarzeń nie doszło, a nasza tablica Czarnieckiego – w sposób namacalny i symboliczny – ma przypominać, że naród polski, ale złożony z prawdziwych Polaków (a nie „Polaków” polsko-języcznych, którzy nie rozumieją tego, co się dzieje), że nasz naród polski musi się obronić, bo nie ma zresztą innego wyjścia, oraz że przygotowanie do tej obrony – swego życia – jest najważniejsze tak dla całego naszego narodu, jak i dla każdego Polaka pojedynczo.
W związku z tym tablicę tę oglądać będzie każdy uczestnik naszych uroczystości, a także wiele innych osób, zwłaszcza zajmujących się sztuką walki, czyli podnoszeniem poziomu sprawności oraz obronności naszego narodu.
Tablica ta ma też za zadanie pobudzać ich do myślenia nad tym, co dla naszego polskiego narodu jest najważniejsze, czyli do myślenia o jego istnieniu i obronie.
Dodaję, że przy tych okazjach każdy może składać na niej znicze pamięci dla najdzielniejszych polskich bohaterów i ich poświęcenia.
Przy tej sposobności Ryszard Murat przypomniał, że szereg osób z pobudek patriotycznych wspomogło tę inicjatywę.
Przedstawił też te osoby, zwłaszcza że niektóre z nich były obecne na opisywanej imprezie (osoby te imiennie wymienione są wcześniej).
W związku z tym Ryszard Murat w imieniu naszego Bractwa i symbolicznie w imieniu Czarnieckiego i jego żołnierzy przekazał tym osobom serdeczne podziękowanie.
Następnie wspomniano, że z okazji odsłonięcia tej pamiątkowej tablicy działacz naszego Bractwa, zamieszkały w górskiej miejscowości Istebna u źródeł królowej polskich rzek Wisły, najwybitniejszy polski poeta narodowy Kazimierz Józef Baron Węgrzyn herbu Węgrzyn ułożył okolicznościowy wiersz pt. "Aby odnaleźć znowu Ducha Czarnieckiego!"
W wierszu tym jak zwykle z wielkim wyczuciem i poetycką intuicją wyłożył istotę, esencję, sens i cel ustawienia tej tablicy.
Wiersz ten wygłosił Tomasz Zawadzki, uzdolniony lektor i tłumacz książek historycznych na język polski.
Okolicznościowy wiersz Kazimierza Józefa Węgrzyna pt. "Aby odnaleźć znowu Ducha Czarnieckiego!" wygłosił uzdolniony lektor i tłumacz Tomasz Zawadzki z Piastowa.
Ten wiersz Kazimierza Józefa Węgrzyna został tu przedstawiony wcześniej, z nadzieją, że przywołane słowa poety ułatwią czytającym zrozumienie sensu ustawienia opisywanej tablicy Czarnieckiego i żołnierzy jego dywizji.
Na koniec omawianej laudacji, w celu uhonorowania kilku grup osób:
- regimentarza Czarnieckiego i żołnierzy jego dywizji;
- wymienionych wcześniej osób, które przyczyniły się do powstania tej tablicy;
- a także osób, które w trakcie uroczystości zostały nominowane na wyższe stopnie;
- dla generałów wręczających te nominacje;
- jak również dla wszystkich uczestników opisywanej imprezy;
odtworzono przepiękną i wzruszającą pieśń patriotyczną „Zaszum nam Polsko”, której słowa w charakterze wiersza - modlitwy również napisał wspomniany polski poeta narodowy Kazimierz Józef Baron Węgrzyn.
Oto treść tej najsłynniejszej już polskiej patriotycznej pieśni - modlitwy,
która powinna być traktowana jak hymn narodowy:
ZASZUM NAM POLSKO
JAK HUSARSKIE SKRZYDŁA
Zaszum nam Polsko jak husarskie skrzydła
co strwożą wroga a w nas ducha wzniosą
i niech w chorągwiach Matka nasza czuwa
nad zagonami ponad krwawą rosą
Zaszum nam Polsko nad Wilnem nad Lwowem
ponad Wołyniem gdzie wstają upiory
Zaszum nam Polsko nad katyńskim lasem
gdzie odprawiamy codziennie Nieszpory
gdzie biją dzwony i gdzie brzozy drżą
gdzie pamięć wraca jak spłoszona sarna
i gdzie się ptaki zmieniają w anioły
gdy je okrywa nocy chusta czarna
Zaszum nam Polsko chorągwią nadziei,
co dzikie pola omiata swym męstwem
byśmy wrócili pod Twymi skrzydłami
wiarą i dumą prawdą i zwycięstwem
Zaszum nam Polsko wysoko nad głową
wielką chorągwią Twego zmartwychwstania
byśmy wrócili do gniazda Ojczyzny
którą skrzydłami Orzeł znów osłania
przed mroźnym wiatrem co wieje ze wschodu
przed wiatrem kłamstwa co z zachodu wraca
Zaszum nam Polsko jak husarskie skrzydła
szumem co wiarę w zwycięstwo przywraca
Pieśń tę możesz i powinieneś właśnie teraz wysłuchać (aby podnieść poziom swej świadomości narodowej i patriotycznej) - wpisując w Google hasło: Zaszum nam Polsko.
|
Poeta narodowy Kazimierz Józef Węgrzyn
w 2022 roku opublikował cztery tomy
swych wierszy patriotycznych pod tytułem
"Zaszum nam Polsko jak husarskie skrzydła",
z których przejmującą treścią warto się zapoznać.
Oto wykaz i podtytuły tych czterech tomów:
- "My goje*..." - stron 255
- "By nikt nam nigdy nie pluł w twarz" - stron 288
- "Quo vadis Polsko z nową Targowicą" - stron 239
- "Na polskim krzyżu" - stron 311.
Objaśnienia: * Goje (od hebr. gojim = "bydło, nie ludzie") - to pogardliwa żydowska nazwa wszystkich ludzi (z wszelkich narodów, także Polaków), którzy nie są Żydami.
Wedle wierzeń żydowskiech goje nie są ludźmi, jeno z natury zwierzętami przeznaczonymi przez żydowskiego Boga YHWH do służenia Żydom w charakterze niewolników, sług i robotników.
Według "Talmudów" (jerozolimskiego i babilońskiego - zbiorów żydowskich ksiąg religijnych, w których wyłożone są ich wierzenia) goje nie posiadają duszy i dlatego (jak wszystkie zwierzęta) nie zmartwychwstaną w dniu Sądu Ostatecznego, jaki przeprowadzi w Jerozolimie przy końcu czasów Bóg YHWH.
Obok: okładka pierwszego z wymienionych tomów.
|
Ryszard Murat, zapowiadający wspomnianą pieśń - modlitwę "Zaszum nam Polsko" Kazimiera Józefa Węgrzyna, podkreślił, że nie bez powodu pieśń ta zaczyna się słowami starodawnego hymnu wojennego „Bogurodzica”, albowiem hymn ten śpiewany był przez Polaków zawsze przed bitwą, jako modlitwa o zachowanie w boju życia i zdrowia.
Hymn ten śpiewany był również wielokrotnie przez dywizję Czarnieckiego przed jej bitwami z wrogiem, a jeden z takich epizodów ukazał malarz Józef Brandt na sławnym obrazie „Bogurodzica”, jaki zgromadzeni otrzymali przed uroczystością w pakiecie pisemnych materiałów informacyjnych, a który przedstawiony został na koniec tego artykułu.
Objaśnienia dodatkowe:
Boje dywizji Czarnieckiego
z najeźdźczymi wojskami szwedzkimi
na obszarze obecnej dzielnicy Warszawa Wawer
w dniu 31 lipca 1656 roku
Związki miejsca ustawienia tablicy
z niezłomną polską dywizją Czarnieckiego
Historyczną ciekawostką jest, że obok i przez miejsce ustawienia tej tablicy autentycznie podczas potopu szwedzkiego przechodziła komunikiem (tylko na koniach, bez żadnego dodatkowego wyposażenia) oraz atakując i w ciężkich bojach znosząc zbrodnicze oddziały szwedzkie dywizja Czarnieckiego.
W dniu 30 lipca 1656 roku, podczas wielkiej trzydniowej bitwy pod Warszawą (którą liczniejsza armia polsko-litewska - ale złożona ze zdemoralizowanych miernot, jak choćby późniejszy król Jan Sobieski, które najpierw nikczemnie zdradziły ojczyznę przechodząc na stronę Szwedów, a następnie widząc jak są podle traktowani przez wrogów zdradziły Szwedów znów przechodząc na stronę polską - sromotnie przegrała z wojskami szwedzkimi, niemieckimi - brandenburskimi i polskich zdrajców, w tym zwłaszcza Radziwiłłów) dywizja Czarnieckiego uratowała tę armię od zagłady, między innymi wyprowadzając w pełnym porządku spod Pragi przez Kamionek, Grochów i Wawer, a potem obecnymi ulicami: Patriotów i Trakt Lubelski całą polsko-litewską jazdę (łącznie - z dywizją Czarnieckiego - blisko 30 tysięcy jeźdźców), bezradną wobec wrogów.
|
Wyżej: mapa wielkiej trzydniowej bitwy
pod Warszawą trzeciego dnia (30 lipca 1656 roku).
Ukazuje zablokowane pod Pragą przez szwedzkie oddziały (szeroko rozciągnięte kolumny na dole
i po prawej stronie obrazu) jednostki polsko-litewskiej
jazdy, zgromadzone w centrum obrazu.
Z tej zdawałoby się beznadziejnej sytuacji polsko-litewską jazdę wyprowadziła w pełnym porządku
i bez strat dywizja Czarnieckiego - przez wieś
Kamion (Kamionek - widoczną w lewym górnym
rogu mapy) w stronę Grochowa i Wawra.
Tę znakomitą mapę niezwykle trafnie wykonał -
jak wiele podobnych z okresu potopu szwedzkiego - uzdolniony szwedzki kartograf, inżynier wojskowy i w końcu feldmarszałek Erik Jönsson Dahlbergh
(1625-1703), widoczny na rycinie obok.
|
Wyżej: fragment archiwalnej mapy Warszawy z jej przedmieściami, wykonanej przez Michela Groella w 1779 roku, którą udostępnił ze zbiorów Fundacji Cmentarza Żydowskiego "Gęsia" wspomniany reb Bolesław Szenicer. Widać na niej zabudowania Pragi (kiedyś miasta odrębnego
od Warszawy), jeszcze sprzed jej zniszczenia podczas rzezi przez rosyjskie wojska Suworowa
w 1794 roku, a także odchodzący od niej ważny trakt (obecnie ul. Grochowska) biegnący obok starego nurtu rzeki Wisły i przez wieś Kamion/Kamionek na wschód przez pola wioski Grochów
w stronę Wawra (już niewidocznego na tej mapie). Na tym właśnie obszarze (na północ i wschód
od Pragi) rozegrała się wielka polsko-szwedzka bitwa pod Warszawą (28-30 lipca 1656 roku),
a także (w lasach widocznych po prawej stronie mapy) krwawe bitwy polsko-rosyjskie
pod Olszynką Grochowską i Wawrem w 1831 roku.
Ponadto wtenczas (zaraz po wspomnianej bitwie polsko-szwedzkiej pod Warszawą) na polach między innymi obecnych osiedli: Kamionka, Grochowa, Gocławka, Wawra, Zerzenia, Borkowa
i Radości dywizja Czarnieckiego (idąca jako straż tylna polsko-litewskiej jazdy) tego dnia 30 lipca 1656 roku i następnego 31 lipca kilkakrotnie w nagłych i zaciekłych bojach doszczętnie zniszczyła różne oddziały szwedzkie, atakujące i usiłujące rozbić cofającą się jazdę polską.
Wyżej: Pomnik Poległych w Bitwie ze Szwedami, nazywany popularnie Krzyżem Szwedzkim
w Warszawie przy ul. Wał Miedzeszyński (w rejonie ulic: Algierskiej i Afrykańskiej). Ten skromny pomnik ma 2 m wysokości, a ustawiony został na mogile polskich żołnierzy, poległych tu w boju
ze Szwedami w lipcu 1656 roku. Upamiętnia jedno z miejsc zaciekłych walk Polaków ze Szwedami
w następnym dniu po bitwie warszawskiej i pogrzebanych tu poległych, tak jak liczne przydrożne
krzyże , ustawione w różnych okolicach prawobrzeżnej Warszawy, między innymi w Międzylesiu
przy zbiegu ulic: Patriotów i Zwoleńskiej oraz przy zbiegu ulic: Zwoleńskiej i Rogatkowej,
a także w Radości przy zbiegu ul. Mrówczej i ul. Klimatycznej.
Pozostałością tych bojów jest odnaleziona w ziemi na posesji w Radości przy ul. Patriotów 247 szwedzka żelazna kula armatnia, jako że na pagórku - w miejscu ustawienia tablicy stała wtenczas w otoczeniu kolumny muszkieterów bateria szwedzkich armat, którą gwałtowną szarżą zdobyły chorągwie Czarnieckiego (o czym mowa dalej).
Wydarzenia te dokładnie opisał sławny polski patriota, szermierz i pamiętnikarz Jan Chryzostom Pasek herbu Doliwa (1636-1701), który służył w dywizji Czarnieckiego i w randze pułkownika dowodził jedną z chorągwi (oddziałów), wchodzących w skład tej jednostki, lubelską chorągwią pancerną - tatarską.
W owym okresie rejon obecnych osiedli: Anin, Międzylesie, Radość, Miedzeszyn i innych, zajmowały piaszczyste wydmy, w znacznej części porośnięte lasami głównie sosnowo-brzozowymi (co widać do dziś).
Miejsce (obecna posesja przy ul. Patriotów 247 w Warszawie Radości), na której ustawiono opisywaną tablicę, było taką właśnie niewysoką piaszczystą wydmą (do dziś jest to najwyższe miejsce w regionie, wznoszące się około 0,5-1 m nad okoliczny teren, co widać szczególnie podczas deszczów, kiedy strugi wody odpływają stąd ulicami w różnych kierunkach).
Obok tego miejsca zbiegały się wtenczas dwie drogi.
Pierwszą był ważny trakt (piaszczysta droga), biegnący od słynnej karczmy w Wawrze (przy obecnej ul. Płowieckiej - zobacz na zamieszczonej dalej mapie) przez współczesne osiedla: Anin, Międzylesie, Radość, Miedzeszyn i Falenicę - na południe, w kierunku Lublina i dalej między innymi do Zamościa, Lwowa, Kamieńca Podolskiego i Kijowa. W późniejszym okresie trakt ten przekształcono w obecną ul. Patriotów, a ponadto w 1877 roku zbudowano wzdłuż niej tory kolejowe tak zwanej Kolei Nadwiślańskiej, łączącej Warszawę z Lublinem i Kowlem na Wołyniu.
Drugą była lokalna droga, łącząca w poprzeczny sposób ten trakt z inną ważną drogą (obecnie ul. Trakt Lubelski), biegnącą również od karczmy w Wawrze, ale bliżej Wisły - w kierunku Wilgi, Maciejowic, Puław i Lublina.
Droga ta prowadziła przez istniejące wówczas wsie Zerzeń i Borków, a jej ostatni (patrząc w kierunku południowym) odcinek stanowiła obecna ul. Klimatyczna, zaś przy jej zbiegu z kolejną drogą (obecną ul. Mrówczą) - w miejscu zaciekłej i zwycięskiej walki dragońskiej chorągwi Czarnieckiego z oddziałami szwedzkimi, ale innej od opisanej dalej - ustawiono duży drewniany krzyż, stojący tu do dziś i odstraszający miejscowych satanistów (zobacz na fotografii dalej).
W dniu 31 lipca 1656 roku wojska szwedzkie (które zwyciężyły we wspomnianej trzydniowej bitwie pod Warszawą) usiłowały wykorzystać to wielkie zwycięstwo i w ramach pogoni atakować i zniszczyć wycofujące się oddziały polskiej jazdy, zwłaszcza podążającą jako ich straż tylna (ariergarda) najgroźniejszą dla Szwedów dywizję Czarnieckiego.
Według wyrafinowanego planu szwedzkiego króla Karola Gustawa, oddziały szwedzkiej piechoty (muszkieterów) wzmocnione bateriami armat, posuwając się od karczmy w Wawrze piaszczystym traktem (obecnie ul. Patriotów) na południe - w kierunku rzeki Świder, miały za zadanie obsadzić najważniejsze miejsca przy tym trakcie (głównie zbiegi tego traktu z lokalnymi drogami, biegącymi na zachód), aby zablokować ewentualne wycofywanie się na wschód i południe dywizji Czarnieckiego, spędzającej nocleg wzdłuż obecnej ul. Trakt Lubelski (zaś ta dywizja nie mogła wycofać się na zachod, ponieważ tam biegła Wisła, już obsadzona przez oddziały szwedzko-brandenburskie).
Następnie wedle tego planu Karola Gustawa, podążające za muszkieterami silne oddziały szwedzkiej ciężkiej jazdy (rajtarów) miały od strony obecnej ul. Patriotów (to jest od wschodu) atakować i zniszczyć chorągwie Czarnieckiego, zajmujące pozycje wzdłuż ul. Trakt Lubelski.
Gdyby zaś w ten sposób szwedzkim wojskom udało się zniszczyć dywizję Czarnieckiego - jak spodziewał się Karol Gustaw - to pozbawiona tej niezłomnej siły zdemoralizowana armia polsko-litewska (wtenczas wycofująca się w kierunku Lublina) łatwo uległaby rozbiciu, co umożliwiłoby Szwedom zajęcie Lubelszczyzny, wschodniej Małopolski i Podola (jeszcze wtenczas wolnych od okupantów).
Nie ulega wątpliwości, że Czarniecki spodziewał się takiego obrotu zdarzeń i umyślnie (wzorem tatarskim) sprowokował króla Karola Gustawa do opisanego działania, aby rozciągnąć i rozczłonkować jego oddziały, dzięki czemu jego dywizja (specjalizująca się w takiej szarpanej walce) mogła je łatwo wybić, skutecznie mszcząc (co miało ogromne znaczenie moralno-propagandowe) niedawną wielką klęskę armii polskiej pod Warszawą.
Omówiony plan króla Karola Gustawa jednoznacznie świadczy o jego wybitnych zdolnościach strategicznych (z których słynął w Europie), ale przebieg opisywanych tu zdarzeń (skuteczne wybicie znacznych oddziałów szwedzkich przez dywizję Czarnieckiego, co spowodowało zaniechanie przez armię szwedzką ścigania wojsk polsko-litewskich) jest dowodem nie mniejszych uzdolnień dowódczych naszego wodza Czarnieckiego.
To właśnie z tych powodów we wspomnianym dniu 31 lipca 1656 roku na obszarze od obecnego Wawra po Józefów i Otwock doszło do wielu wyjątkowo zażartych i krwawych, oraz pozornie nieplanowych, gwałtownych i chaotycznych bojów między rozczłonkowanymi - rozdzielonymi wieloma laskami i bagnami, stosunkowo niewielkimi liczebnie (liczącymi zwykle po kilkuset żołnierzy) oddziałami szwedzkimi (głównie piechotą z artylerią) i polskimi (jazdą Czarnieckiego).
W rezultacie tych walk, a dokładnie już po ich zakończeniu i wycofaniu się dywizji Czarnieckiego na południe - w kierunku Puław, szwedzcy wrogowie spalili w zasadzie wszystkie osiedla - wioski znajdujące się w tym regionie, między innymi Zastaw, Zerzeń, Wólkę Zerzeńską, Borków, Zbójną Górę, Zagóźdź, Zbytki, Miedzeszyn, Kolonię Miedzeszyn i Błota, a także wymordowali mieszkającą tu polską ludność, poddawaną wcześniej wyrafinowanym torturom.
Wielu wymordowanych wtedy Polaków zostało potem pogrzebanych przez ocalałych (którzy schronili się na tutejszych bagnach i w lasach) starym zwyczajem głównie na cmentarzu przykościelnym* wokół drewnianego kościoła z 1403 roku w Zerzniu (na jego miejscu stoi obecnie murowany, postawiony w 1888 roku).
Objaśnienia *: Do dziś na tym cmentarzu przykościelnym w Zerzniu znajdują się jeszcze zachowane nagrobki, między innymi płyta księcia Franciszka Ksawerego Druckiego-Lubeckiego herbu Druck (1779-1846), ministra skarbu Królestwa Polskiego w latach 1821-30, którego działania pobudziły gospodarczy rozwój terenów polskich i znacząco wyhamowały pasożytniczą ekspansję Żydów.
Obecny murowny kościół w Zerzniu, postawiony w 1888 roku na miejscu wcześniejszego drewnianego z 1403 roku. Wokoł tego kościoła (na tak zwanym cmentarzu przykościelonym) polskim zwyczajem w ciągu wieków grzebano zmarłych mieszkańców regionu.
Szwedzccy najeźdźcy nie mieli jednak w opisywanych bojach szczęścia, gdyż ich przeciwnikiem były tu dzielne i niezdemoralizowane (niedawną klęską pod Warszawą - jak inne polskie oddziały, które wycofywały się w kierunku Garwolina), a ponadto dyszące żądzą zemsty niezwykle sprawne oraz waleczne i tym samym groźne dla wrogów chorągwie dywizji Czarnieckiego.
I choć oddziały szwedzkie (głównie piechota dysponująca nadzwyczaj celnymi muszkietami oraz armatami) słynęły wtenczas w Europie ze skuteczności, to jednak działając w dużym rozproszeniu (z uwagi na piaszczysty teren porośnięty lasami i poprzedzielany bagnami) były szybko i skutecznie wybijane przez szaleńcze szarże błyskawicznie przemieszczających się na koniach chorągwi Czarnieckiego, wręcz stworzonych do takiej brawurowej i szarpanej walki, przez szwedzkich dowódców nieakceptowanej jako nieplanowej i wręcz niepojmowanej (nie mieszczącej się im w głowach - jak przyznawali).
Fragment polskiej mapy z 1773 roku, bardzo trafnie ukazujący wschodnie przedmieścia
Warszawy i region, w którym rozegrały się opisywane wydarzenia z 31 lipca 1656 roku.
Po wielkiej bitwie pod Warszawą Pragą dywizja Czarnieckiego wycofywała się w bojach
ze ścigającymi ją wojskami szwedzkimi spod Pragi dobrze widoczną drogą przez Kamień,
Grochów, Karczmę Wawr (Wawer), Młyn, Zastów i Zerzyń (Zerzeń), zaś oddziały szwedzkich
muszkieterów (wzmocnione bateriami armat) szły drogą od Karczmy Wawr przez Młyn
Drojów (obecnie Anin), Karczmę Kaczydół (obecnie Międzylesie), Borków (obecnie Radość)
i dalej na południowy-wschód. Z kolei postępujące za nimi oddziały szwedzkiej ciężkiej jazdy (rajtarów) miały z tej drogi (obecnej ul. Patriotów) zniszczyć chorągwie dywizji Czarnieckiego,
atakując od wschodu na zachód (w kierunku Wisły).
Powiększony fragment zamieszczonej wyżej mapy z 1773 roku. Bardzo wyraźnie widać na niej region, w którym doszło do opisywanych zdarzeń z 1656 roku, wśród nich miejscowości oraz ważniejsze trakty (drogi). Miejsce opisywanego boju na strategicznym pagórku zlokalizowanym
przy zbiegu dwóch dróg (obecnej ul. Patriotów i ul. Klimatycznej) znajdowało się dokładnie
poniżej litery B z napisu Borków (na wschód od wsi Borków, oznaczonej kółkiem z kropką
w środku). Miejsce to na tej mapie oznaczone jest znaczkiem, oznaczającym lekko
zalesiony pagórek (poniżej drogi pod wspomnianą literą B z napisu Borków).
W tym ogromnym zamieszaniu i chaosie, kiedy to oddziały polskie i szwedzkie dosłownie przemieszały się niczym groch z kapustą w przysłowiowym garnku, na omówionym wcześniej niemałym obszarze porośniętym lasami, około południa 31 lipca 1656 roku lekko dominujący nad okolicą strategiczny pagórek (obecne miejsce ustawienia tablicy - ul. Patriotów 247) zajął - idąc od karczmy w Wawrze przez Międzylesie (nazywane wtenczas Kaczym Dołem; w ramach walki z antysemityzmem zapewniamy, że nazwa ta nie miała niczego wspólnego z nazwiskiem dwóch osławionych polityków o nazwisku Kaczyńscy, bo jak wiadomo, ich przodkowie nazwisko to przyjęli znacznie później, choć kto wie, czy nie inspirując się tą wdzięczną dawną nazwą Międzylesia) piaszczystą drogą, którą współcześnie biegnie ul. Patriotów - silny oddział szwedzkich muszkieterów (w liczbie około 300 żołnierzy), dysponujący baterią sześciu armat.
Wyżej: "Pochód Szwedów do Kiejdan" - obraz polskiego malarza Józefa Brandta herbu Przysługa (1841-1915). W podobny sposób z sześcioma armatami opisywany oddział szwedzki przeszedł
drogą (obecnie biegnie nią ul. Patriotów) z Wawra przez Kaczy Dół (współcześnie Międzylesie) i obsadził pagórek, na którym obecnie znajduje się posesja przy ul. Patriotów 247.
Przy pomocy onych sześciu armat i 300 muszkietów Szwedzi zamierzali w tym lokalnie strategicznym miejscu zablokować dwie ważne drogi, o kórych była mowa wcześniej (obecne ulice: Patriotów i Klimatyczną).
Gdyby im się to udało, to polskim oddziałom uniemożliwiliby odwrót obecną ul. Patriotów na południe i wschód, zwłaszcza że była to wtedy najważniejsza służąca do tego celu droga, gdyż po drugiej stronie tej drogi teren był w zasadzie nieprzejezdny nawet dla pojedynczych koni z uwagi na wielkie grzęzawisko, nazywane Macierowym Bagnem (również w ramach wspomnianej walki z antysemityzmem nie należy wiązać tej nazwy ze znanym politykiem o nazwisku Macierewicz albo tym bardziej domniemywać, że któryś z jego przodków wylazł z tego bagna lub co jeszcze gorsze w nim się utopił - chociaż nigdy nic nie wiadomo, jako że politycy podobni do Macierewicza nie bez przyczyny w talmudyczny sposób słusznie powiadają: nigdy nie mów nigdy).
To bagno o przepięknej nazwie Macierowe Bagno (dawniej nazywane też Maciorowym Bagnem. gdyż uwielbiały w jego błocie kąpać się maciory, czyli samice świń i dzików, oczywiście wraz ze swym potomstwem), już dawno osuszone i teraz zabudowane okazałymi willami i rezydencjami bogatego proletariatu (chcąc przypodobać się Żydom przypomnijmy sobie, że tę wdzięczną nazwę proletariat wymyślił i upowszechnił także znany polityk żydowski, niejaki Karl Marx; 1818-1883), znajdowało się między obecną ul. Patriotów a ukrywającą się w istniejącym do dziś gęstym borze bardziej na wschodzie wioską z karczmą o równie uroczej nazwie Zbójna Góra (według tradycji nawiązującej do rzadkich upodobań jej prawdziwie polskich i antysemickich mieszkańców, którzy mieli patriotycznie łupić przemieszczających się przez okoliczne tereny kupców żydowskich, sprawiedliwie odbierając im pieniądze uprzednio wyłudzone od ogłupionych Polaczków), której obszary współcześnie zajmuje wschodnia część osiedla Radość:
- z kościołem rzymsko-katolickim przy ul. Wilgi, zbudowanym w latach 1922-31;
- a także cmentarzem żydowskim (kirkutem) o powierzchni 1 ha przy zbiegu ulic: Izbickiej i Kwitnącej Akacji, założonym w 1917 roku.
Wspomniany rzymsko-katolicki kościół w Warszawie Radości przy ul. Wilgi,
zbudowany w latach 1922-32 ze składek polskich mieszkańców tego osiedla.
Wyżej: widok na cmentarz żydowski w Radości z ul. Izbickiej. Niestety, tym zabytkowym cmentarzem oraz jego renowacją i utrzymaniem w ogóle nie interesują się bogobojni Żydzi, wpływowi żydowscy politycy i finansiści (w tym wspominani z nazwisk w tym tekście),
a także żydowskie gminy wyznaniowe, a to dlatego, że zajmowanie się nim i ponoszenie związanych z tym kosztów żadnych korzyści finansowych i innych przynieść nie może.
Ten skrajnie zaniedbany cmentarz w Radości jest naocznym i niezbitym dowodem, że zupełną nieprawdą jest głoszony przez Żydów w mediach mit o ich rzekomej nadzwyczajnej dbałości
i trosce o miejsca pochówku ich przodków. Nu bo dlaczego wpływowi Żydzi, zarówno z Polski,
jak zwłaszcza z Ameryki, posiadający przecież ogromne możliwości oraz pieniądze tak wielkie,
że nawet nie wiedzą, ile ich mają, zupełnie nie interesują się mogiłami swoich przecież przodków
na cmentarzu w Radości? Nu dlaczego? Odpowiedz na to zasadne i jakże na czasie pytanie.
Wspomnianego Macierowego Bagna z dawnej Radości nie należy mylić z istniejącym do dziś grząskim torfowiskiem o takiej samej nazwie Macierowe Bagno, położonym kilkanaście kilometrów w kierunku północno-wschodnim - w lasach na obszarze dzielnicy Warszawa Wesoła.
Już tylko jako ciekawostkę i legendę można podać, że starsi mieszkańcy Radości powiadają (choć na pewno jest to nieprawdą, a poza tym zawiera silne akcenty antysemickie, które zgodnie z polityką obecnych władz naszego państwa trzeba piętnować - co i teraz w tym tekście jest czynione, aby przypodobać się tym wszechmogącym wszak władzom i nie narażać się na straszny zarzut antysemityzmu - O! Łoj! Joj!), że pejsaty przodek wspomnianego już znanego polityka Macierewicza (który jako pierwszy przyjął to polskie nazwisko z poprzedniego Singer; i po co to uczynił, skoro Singer oznacza "zwycięzca", a Macierewicz kojarzy się z maciorą i to niekoszerną?) faktycznie wylazł z Macierowego Bagna w Wesołej (do jakiego ponoć wpadł uciekając w popłochu przed pogromem polskich antysemitów, których perfidnie oszukał podczas handlowania), ale utopił się, czy dokładniej mówiąc został utopiony za szachrajstwa i szwindle przez polskich mieszkańców wspomnianej Zbójnej Góry w tym Macierowym Bagnie, jakie znajdowało się w Radości.
Mało tego, antysemiccy mieszkańcy Radości wskazują nawet dokładne miejsce w tym Macierowym Bagnie, w jakim do tego złego, brzydkiego i okropnego oraz skrajnie antysemickiego zdarzenia (utopienia przez niedobrych Polaków dobrego Żyda w bagnie - jakiż to był grojse Giewałt! Łoj! Joj! Joj! A tfu!) miało dojść: zbieg dwóch lokalnych uliczek w Radości, gdzie obecnie w okazałej i wygodnej rezydencji mieszka (nomen omen lub lepiej: Cymes! Aj! Jaj! Jaj! Ach! Brylant!) inny sławny polityk i ekonomista Leszek Balcerowicz (którego przodkowie - wedle innej legendy, która też na pewno jest nieprawdziwa - również mieli zmienić nazwisko z poprzedniego Buchholtz).
Po tych ciekawostkach (miejscowych legendach z Radości - bo w zasadzie każda miejscowość w Polsce ma jakieś swoje legendy, w tym takie brzydkie i niedobre antysemickie), które zostały tu przywołane nie tylko w celu dokładniejszej prezentacji opisywanego rejonu bojów polsko-szwedzkich, ale także dla rozluźnienia napiętej atmosfery, związanej z wyobrażaniem sobie tych makabrycznych walk (zwłaszcza przedstawionych dalej czynów Paska z użyciem szabli), powrócmy teraz do rozpoczętego ich opisu.
Kontynuując tę narrację trzeba więc wyjaśnić, że faktycznie niemal natychmiast po zajęciu strategicznej pozycji na opisywanym pagórku (obecnie ul. Patriotów 247) opisany uprzednio szwedzki oddział celnymi salwami armat i muszkietów zmasakrował polską chorągiew dragońską podkomorzego derpskiego Tetwina* (wchodzącą w skład dywizji Czarnieckiego).
Objaśnienia *: Jan Tetwin (Todwen) był dzielnym polskim patriotą i podkomorzym derpskim, ale ta jego funkcja była tylko tytularna, gdyż miasto Derpt (inaczej Dorpat, obecnie Tartu) w Inflantach (na obszarze obecnej Estonii) od ponad 50 lat znajdowało się pod panowaniem szwedzkim.
Zresztą na tej samej zasadzie sam Czarniecki był również zaledwie tytularnym kasztelanem kijowskim, albowiem Kijów już od 1648 roku pozostawał w rękach kozackich powstańcow Chmielnickiego.
W tej sytuacji Tetwin w stopniu obersztlejtnanta (podpułkownika) dzielnie walczył w dywizji Czarnieckiego, dowodząc chorągwią dragońską (kawalerzystów noszących żelazne pancerze i hełmy i w walkach używających głównie strzelb), a później został starostą rajgrodzkim (na Podlasiu; starostwo rajgrodzkie stanowiło tradycyjne uposażenie wyższych oficerów polskich wywodzących się z Inflant).
Wyżej: malowidło ukazujące typowego dragona z XVII wieku. Dragonia była formacją kawalerii, której żołnierze przemieszczali się na koniach, ale walczyli głównie jako piechota używająca
przede wszystkim różnych strzelb (po zejściu z koni), choć potrafili także strzelać z koni.
Owa dragońska chorągiew Tetwina kilka pacierzy wcześniej zniosła (wybiła) inny szwedzki oddział w miejscu (na skrzyżowaniu obecnych ulic: Mrówczej i Klimatycznej, gdzie potem ustawiono wspomniany wcześniej drewniany krzyż), a następnie - zgodnie z rozkazem Czarnieckiego - podążała obecną ul. Klimatyczną, aby z marszu zaatakować kolejny i już opisany szwedzki oddział 300 muszkieterów, jaki wcześniej zajął strategiczny piaszczysty pogórek przy zbiegu ze współczesną ulicą Patriotów.
Wyżej: wspomniany drewniany krzyż na rogu ul. Mrówczej i ul. Klimatycznej w Warszawie Radości, ustawiony w 2014 roku na miejscu mocno zbutwiałego poprzedniego (złożonego z dwóch okrągłych belek), który upamiętniał krwawy bój polsko-szwedzki (zwycięską walkę dragońskiej chorągwi Tetwina z oddziałem szwedzkim) stoczony tu w okresie potopu szwedzkiego
(przed południem 31 lipca 1656 roku).
W ten sposób chorągiew Tetwina znalazła się obok onego pagórka (ul. Patriotów 247) przy zbiegu obecnych ulic: Klimatycznej i Patriotów, nieświadomie (gdyż Tetwin nie znał siły zgromadzonego tu oddziału szwedzkiego wchodząc pod same paszcze ustawionych tu i już przygotowanych do ostrzału szwedzkich armat i muszkietów.
I zapewne ów dzielny polski oddział dragonów Tetwina, już wcześniej mocno doświadczony walkami:
- na Kamionku (obok kościoła przy ul. Grochowskiej w dniu 30 lipca 1656 roku, także szczegółowo opisanymi przez Paska, którego chorągiew też nieźle dokazywała w tym boju - bój ten odbył się obok istniejącego do dziś kościoła w historycznym miejscu, w którym w 1573 roku odbyła się pierwsza wolna elekcja - wybór króla Henryka Walezego, a w 1864 roku urodził się wielki polski patriota Roman Dmowski);
- oraz dosłownie kilka pacierzy wcześniej w obecnej Radości na skrzyżowaniu ul. Mrówczej i ul. Klimatycznej (o czym wspomniano wyżej), zostałby rozbity i wybity, gdyby nie szybka reakcja Czarnieckiego.
Wyżej: obraz doskonale ukazujący skuteczność szwedzkich muszkieterów, którzy celnymi salwami ze swych strzelb dosłownie wybijali przeciwników w bitwach toczonych w XVII stuleciu. W podobny sposób w opisywanym boju oddział szwedzkich muszkieterów zmasakrował polską chorągiew dragonów obersztlejtnanta Jana Tetwina.
Pasek opisuje, że wtedy to jego chorągiew pancerną - tatarską, przemieszczającą się od strony Międzylesia (Kaczego Dołu; gdzie wcześniej przy drodze stanowiącej obecną ul. Zwoleńską dokonała strasznego pogromu innego szwedzkiego oddziału - zwycięstwa upamiętnionego wspomnianymi wcześniej krzyżami przy zbiegu ulic: Zwoleńskiej i Rogatkowej oraz Patriotów i Zwoleńskiej - obok Karczmy Kaczydół, zaznaczonej na zamieszczonej wcześniej mapie z 1773 roku) współczesną ul. Patriotów na południe, napotkał przy zbiegu innej drogi (obecnej ul. Zagajnikowej) jadący ze swym pocztem dowódca jego dywizji - regimentarz Czarniecki, i nakazał dokonać natychmiastową szarżę na owe szwedzkie armaty, aby uratować dragonów Tetwina.
Wyżej: obraz pt. "Kmicicowa kompania", jaki namalował w 1885 roku polski malarz Juliusz Kossak herbu Kos (1824-1899). Sepia, gwasz; wymiary: 38 x 46 cm. Muzeum Narodowe w Warszawie. Ukazuje żołnierzy z chorągwi pancernej Kmicica z głośnej powieści "Potop" wybitnego polskiego pisarza o tatarskim pochodzeniu Henryka Sienkiewicza herbu Oszyk (w jęz. tatarskim "Łabądź"; 1846-1916). W podobny sposób przemieszczała się konno tak zwanym komunikiem (to znaczy
bez taborów, wozów i wszelkich zbędnych rzeczy) pancerna polsko-tatarska chorągiew Paska,
która dzięki temu tatarskim zwyczajem zawsze była gotowa do walki - natychmiastowej szarży
lub błyskawicznej pozorowanej ucieczki (aby po chwili nagle zawrócić i wybić wrogów).
Wyżej: "Czarniecki" - niezwykle trafny obraz olejny nieznanego malarza z I połowy XIX wieku.
W podobny sposób (i z nieodłączną buławą w ręku) Czarniecki nakazał Paskowi wykonać
ze swą chorągwią pancerną natychmiastową szarżę na oddział szwedzkich muszkieterów,
który z sześcioma armatami obsadził pagórek na styku obecnych ulic: Patriotów i Klimatycznej.
Na tym obrazie nie bez powodu wyeksponowane zostały leżące u stóp Czarnieckiego elementy tatarskiego uzbrojenia: okrągła tarcza kałkan, charakterystyczny tatarski hełm oraz tatarski
łuk refleksyjny z zapasem strzał w kołczanie, a to w celu zaakcentowania obecności licznych Tatarów w dywizji Czarnieckiego oraz tatarskiego sposobu walki tej dywizji.
Zwróć uwagę na przepiękne przedstawienie miny konia po prawej stronie.
Krótko mówiąc (bo ten opis czyta się dłużej, niż trwały one zdarzenia), wykonując ów rozkaz Czarnieckiego - pancerna chorągiew Paska spadła na szwedzkich żołdaków niczym błyskawica podczas burzy i morskiego sztormu, a przy tym skorzystała z faktu, że po oddaniu salwy w kierunku dragonów Tetwina byli zajęci czasochłonnym ładowaniem armat i muszkietów.
Wyżej: szwedzccy muszkieterowie potrafili celnie strzelać ze swych muszkietów i z tego powodu
w całej Europie słynęli ze skuteczności w bojach, ale ich słabością było stosunkowo żmudne ładowanie tych strzelb. Słabość tę doskonale wykorzystywała polska dywizja Czarnieckiego,
a jej chorągwie błyskawicznymi szarżami (nierzadko tatarskim zwyczajem wykonując nagły
zwrot o 180 stopni) rozbijały i następnie wybijały zaskoczone oddziały wrogów. I właśnie takie charakterystyczne rozwiązanie zastosowała podczas swej szarży pancerna chorągiew Paska.
Pancerni Paska (w liczbie ponad 200 patriotycznych i bogobojnych łotrów z podgolonymi łbami) w pełnym pędzie jak błyskawica i grzmot przejechali przez pozycję Szwedów (na opisywanym pagórku), wybijając strzałami z tatarskich łuków oraz szablami i czekanami większość wrogów, choć niemało z nich usiłowało powstrzymać ich szarżę pochylonymi długimi pikami.
Pasek twierdzi, że pędząc na koniu ściął wtedy kolejno szablą długowłose głowy (które w kapeluszach potoczyły się po ziemi) trzem szwedzkim zbirom, ale niestety czwarty ocalał, gdyż Paskowa szabla trafiła w żelazny muszkiet, którym w ostatniej chwili się zasłonił.
Ten czwarty szwedzki zbrodniarz jednak niedługo nacieszył się grzesznym życiem (wypełnionym rabunkami, torturami i mordami Polaków), bo niebawem w kolejnej szarży (opisanej dalej) jeden z pancernych Paska cięciem szablą z konia rozpruł mu obwisły brzuch od krocza po mostek - wraz z pasem i mundurem, zaś drugi łotr Paskowy (który nadjechał z drugiej strony) zaraz potem pobożnie skrócił jego cierpienia roztrzaskując mu głowę strasznym ciosem czekana.
Po tej błyskawicznej szarży polscy pancerni zatrzymali się dalej (ostatecznie wyhamowując konie na linii polnej drogi, którą obecnie biegnie ul. Panny Wodnej i w okolicy obecnego przejazdu przez tory kolejowe w Radości) i tu Pasek nakazał nawrót oraz natychmiastową powtórną szarżę na wrogą pozycję od tyłu - to jest od drugiej strony (od kierunku południowego), aby wykończyć pozostałych wrogów.
Nie minął kolejny pacierz, gdy chorągiew Paska znowu w pędzie niczym jastrząb czy orzeł na stado gołębi spadła na resztki szwedzkich nieprzyjaciół, z których tylko niektórzy usiłowali strzelać z muszkietów, i w rezultacie ostatecznie wybiła zbrodniczych wrogów oraz opanowała pobojowisko - ów opisywany pagórek.
Sam Pasek dopadł wtedy dowódcę owego szwedzkiego oddziału (w stopniu oberszta, czyli pułkownika), którego funkcję poznał po charakterystycznym bogatym stroju.
Wyżej: rysunek ukazujący typowego szwedzkiego oficera z okresu potopu szwedzkiego
(od prawej) z podległym muszkieterem. Podobnie wyglądał dowodzący szwedzkim oddziałem oberszt (pułkownik), na którego za jego zbrodnie Bóg wydał wyrok, bogobojnie wykonany
przez Paska w opisywanym boju poprzez usieczenie go staropolskim zwyczajem szablą.
Ten mocno zbudowany szwedzki oficer stał przy armacie (ale odwróconej lufą w drugą stronę - drogi stanowiącej obecną ul. Klimatyczną, na której kłębili się ostrzelani wcześniej i w większości poranieni dragoni Tetwina), trzymając w jednej ręce rapier, a w drugiej pistolet, ale nie bardzo mógł się poruszać, gdyż w jego udzie tkwiła strzała z łuku, jaką trafił go w poprzedniej szarży jeden z pancernych Paska.
Z tego pistoletu szwedzki dowódca wypalił do Paska, gdy ten zbliżył się do niego na koniu, lecz Pasek wielokrotnie ćwiczonym w jego chorągwi tatarskim sposobem uchylił się od strzału. Następnie osadziwszy konia w miejscu i prowadząc szablę od prawej w lewo (wykorzystując ułożenie kapelusza na jego głowie, które było takie samo, jak ukazane na ilustracji wyżej) ciął mocno Szweda w szyję z boku, i ciągnąc ostrze dalej podciął mu gardło, aby po chwili wywinąwszy swą broń wykonać kolejne silne cięcie od lewej w prawo w jego szyję z drugiej strony.
Ku zdumieniu Paska tymi dwoma cięciami nie tylko nie uciął głowy szwedzkiemu oficerowi (jak to zwykle w takich sytuacjach bywało), ale ten nadal był groźny, gdyż jeszcze żyjąc gwałtownym ruchem usiłował wbić mu swój długi rapier w pierś i nadziać go na niego niczym kapłona (tłustego kurczka) na rożen przed usmażeniem.
Odbiwszy szablą ten cios w bok Pasek znów wywinął szablę i w ulubiony dla staropolskich szermierzy sposób zaciął nieprzyjaciela w krocze i podbrzusze, prowadząc ostrze od prawej w górę. Cięcie w takie newralgiczne miejsca spowodowało pochylenie się szwedzkiego oficera w przód tak dalece, że aż mu strojny kapelusz spadł z głowy, a wtedy Pasek ciął go swą szablą od góry, ale nieco pod skosem, w wygięty kręgosłup, i to z taką siłą, że przeciął mu nie tylko strój, ale i ów kręgosłup.
Potem Pasek ubolewał i biadolił, że z tego powodu drogi mundur oficera (który jako łup mógłby odsprzedać jakiemuś dragonowi) nie nadawał się już do niczego, chyba że na łaty albo szmaty.
A zdarzyło się to dokładnie w miejscu, gdzie ustawiono opisywaną tablicę.
Na tym niewielkim pagórku odbył się opisywany bój polsko-szwedzki w dniu 31 lipca 1656 roku
i przedstawione makabryczne wydarzenia. A w miejscu, gdzie widoczni są współcześni polscy kawalerzyści z 1 Pułku Strzelców Konnych, odbył się opisany zwycięski pojedynek płka Jana Chryzostoma Paska herbu Doliwa z dowódcą szwedzkiego oddziału - obok szwedzkiej armaty, ustawionej w miejscu, gdzie znajduje się tablica Czarnieckiego i jego żołnierzy. Armata ta
ustawiona była lufą w lewą stronę (tak jak tablica), skąd wcześniej nacierała polska dragońska chorągiew ppłka Jana Tetwina. Celnymi salwami z tej i pieciu innych armat ustawionych obok
siebie w rzędzie Szwedzi wtenczas zmasakrowali tę chorągiew, a od całkowitej zagłady
uratowała ją błyskawiczna szarża pancernej chorągwi płka Paska, wykonana na rozkaz obserwującego te zdarzenia regimentarza Stefana Czarnieckiego.
Dalej opisane jest, jak po chwili dokładnie w to miejsce przyjechał konno Czarniecki
i na pobojowisku (wśród stosów szwedzkich trupów) za wykazaną sprawność i waleczność pochwalił Paska i żołnierzy z jego pancernej chorągwi, którzy wtedy (wedle opisu Paska)
od sprawiedliwie utoczonej krwi szwedzkich najeźdźców, morderców i zbrodniarzy
byli ubroczeni od stóp do głów niczym rzeźnicy w ubojni.
Wyżej: "Towarzysz pancerny" - obraz olejny wspomnianego już polskiego malarza Józefa Brandta.
W podobny sposób wyglądał Jan Chryzostom Pasek i towarzysze z jego chorągwi pancernej - tatarskiej, uzbrojeni na wzór tatarski. Polscy pancerni posiadali tatarskie zbroje lamelkowe,
tatarskie hełmy z misiurką (charakterystyczną osłoną karku), tatarskie okrągłe tarcze kałkan,
szable, czekany (niezwykle przydatne w walce w zwarciu), tatarskie łuki z dużym zapasem strzał,
dwa pistolety i ponadto jedną dłuższą strzelbę (guldynkę, rusznicę, arkebuz lub garłacz).
W ówczesnej Rzeczypospolitej chorągwie pancerne były najliczniejszymi oddziałami jazdy
oraz słynęły z szybkości i skuteczności w działaniach wojennych. To właśnie z chorągwi
pancernych w XVIII wieku wykształciła się kolejna kultowa formacja polskiej kawalerii -
ułani, której nazwa pochodzi od tatarskiego słowa ułan ("czerwony" - od nazwy
czerwonej barwy strojów, w dawnych czasach zarezerwowanej dla szlachty),
zaś od ułanów i ich polsko-tatarskiej brawury i nieprzewidywalności w bojach -
kontynuowanych po pancernych - słynne określenie "fantazja ułańska".
Właśnie wtedy na pobojowisko przyjechał ze swą świtą (sztabem i adiutantami, pełniącymi rolę posłańców do poszczególnych oddziałów) regimentarz Czarniecki. Pochwaliwszy Paska i łotrów z jego chorągwi za sprawne działanie i waleczność zdecydował, że to właśnie oni w ramach nagrody mają prawo zagarnąć łupy (pieniądze, kosztowności*, przydatne rzeczy oraz w miarę dobre szaty) z leżących trupów szwedzkich wrogów - bowiem wszyscy oni zostali sprawiedliwie pozbawieni życia, gdyż rannych pobożnie i bogobojnie dobito, aby już nie męczyli się i swymi zbrodniami nie kalali naszej polskiej ziemi.
Objaśnienia *: Szwedzcy zbrodniarze podczas potopu szwedzkiego zawsze mieli przy sobie pieniądze (złote i srebrne monety - dukaty, talary i inne) oraz rozmaite kosztowności (najczęściej pierścionki, sygnety herbowe, kolczyki, kolie itd.), zrabowane polskiej ludności, a także złote i srebrne monstrancje oraz kielichy itp., zagarnięte z polskich świątyń.
Decyzją Czarnieckiego dragoni Tetwina zabrali natomiast muszkiety, pistolety, rapiery i inszą broń szwedzkich nieboszczyków (gdyż sami też takiej broni używali), zaś zdobyte armaty ze sporym zapasem kul regimentarz nakazał im odtransportować na południe, w kierunku Garwolina, i tam przekazać innym polskim oddziałom (artylerii), jako że jego dywizji były one niepotrzebne, bo tylko spowalniałyby jej ruchliwość, a ta dla jej skuteczności była najważniejsza.
Warto dodać, że zgodnie ze starą tradycją (stosowaną zawsze po bitwach, o ile na to czas pozwalał) regimentarz Czarniecki poprosił kapelana swej dywizji, jezuitę księdza Adriana Piekarskiego (krewnego Paska, który namówił go latem 1656 roku do wstąpienia do dywizji Czarnieckiego), aby od razu odprawił mszę świętą polową jako podziękowanie za opisane zwycięstwo.
Ta msza święta odbyła się na tym samym pagórku - na zbroczonym krwią szwedzkich zbrodniarzy pobojowisku, z prowizorycznym ołtarzem polowym zlokalizowanym kilkanaście metrów na południe od stojących tu nadal sześciu armat, pomiędzy okazałym świerkiem (jaki ksiądz Piekarski przyrównał w kazaniu do Kościoła) a rozwidlającą się na trzy grube pnie sosną (przyrównaną przez księdza Piekarskiego do Trójcy Świętej), rosnącymi w miejscu tuż przed salą uroczystości Bractwa Liderów.
Z placu tego szwedzkie trupy pościągano na boki, a wokół ołtarza (przed któym stanął regimentarz Czarniecki ze swym pocztem) zgromadzili się pancerni Paska oraz ocaleni z zagłady dragoni Tetwina.
Pasek opisuje, jak podczas przygotowywania tego terenu do mszy świętej, on sam po zejściu z konia skrupulatnie przeszukał zwłoki ubitego wcześniej oberszta (pułkownika) szwedzkiego, przy których zgodnie ze swymi przewidywaniami znalazł dwie pokaźne skórzane sakiewki, wyładowane dobrami zrabowanymi przez tego zbrodniarza Polakom - zamordowanym mężczyznom i niewiastom, uprzednio okrutnie zgwałconym: w jednej znajdowały się same złote dukaty (gdyż ważni szwedzcy oficerowie monet srebrnych i miedzianych nie cenili i oddawali je swym podkomendnym), zaś druga wypełniona była złotymi kosztownościami, głównie naszyjnikami, wisiorkami i pierścieniami.
Zabezpieczywszy (zgodnie ze wspomnianym rozkazem Czarnieckiego) te odzyskane polskie dobra, płk Pasek bogobojnie stanął do owej mszy świętej, usługując swemu krewnemu ks. Piekarskiemu jako ministrant.
Wedle wspomnień Paska, ta polowa msza święta wyglądała jak uroczystość rzeźników, gdyż jej wszyscy uczestnicy (z wyjątkiem księdza Piekarskiego, regimentarza Czarnieckiego i kilku jego przybocznych) niemal całkowicie zakrwawieni byli krwią szwedzką i własną (ze swych ran).
Gdy przeto ocierali dłońmi z tej krwi oczy, aby widzieć, co się dzieje, ksiądz Piekarski swoim zwyczajem w okolicznościowym kazaniu pocieszał ich duchowo i podnosił ich morale słowami:
- Nie wadzi to nic! A wasz straszny widok jest miły Panu Bogu, boć przecie sprawiedliwie rozlewaliście krew wrogów - zbrodniarzy i przebrzydłych heretyków!
Choć ta msza święta z powodu wyglądu zgromadzonych i odbywania się jej w otoczeniu stosów trupów przypominała zebranie krwawych upiorów, to jednak miała charakter bardzo uroczysty i podniosły, gdyż jej uczestnicy ze zrozumiałym przejęciem modlili się i z wdzięcznością dziękowali Bogu za zachowanie życia i zdrowia oraz za kolejne zwycięstwo nad wrogami polskiego narodu.
"Msza konfederatów barskich przed bitwą pod Lanckoroną" - obraz ten namalował w 1863 roku polski malarz Artur Grottger (1837-1867). W podobny sposób wyglądała opisana msza święta,
z tą jednak różnicą, że odbyła się ona nie przed bitwą, jeno po bitwie i to zwycięskiej.
Wyżej: fragment mapy ukazującej ukształtowanie terenu oraz układ dróg na opisywanym obszarze. Ta tajna mapa (odtajniona dopiero w 1875 roku) pt. "Topograficzna Karta Królestwa Polskiego", została wykonana w skali 1:126 000 w roku 1822 przez Kwatermistrzostwo Wojska Polskiego i potem używana podczas powstania listopadowego, kiedy to również w tym regionie
toczyły się zaciekłe walki polsko-rosyjskie. Opisywany główny trakt (obecnie ul. Patriotów)
oznaczony jest wyraźną i grubą linią, biegnąc po skosie od lewego górnego rogu w stronę rogu dolnego i prawego. Z kolei wspominany pagórek - współcześnie ul. Patriotów 247 (u zbiegu obecnych ulic: Patriotów i Klimatycznej) dobrze widać nieco na prawo od środka tej mapy.
Niżej zamieszczone są dwa obrazy, dość trafnie przedstawiające boje polsko-szwedzkie
w czasie potopu szwedzkiego i pozwalające na lepsze wyobrażenie sobie opisywanych walk.
Obrazy te wykonał uzdolniony malarz Mirosław Szeib (ur. w 1963 roku w Międzyzdrojach,
a mieszkający w Świnoujściu), specjalizujący się w motywach morskich, historycznych, krajobrazowych, rodzajowych i judaistycznych (żydowskich).
Wyżej: obraz Szeiba, ukazujący atak polskiej i tatarskiej jazdy (pancernych) -
co można poznać po uzbrojeniu i tatarskim buńczuku - na szwedzkie oddziały.
Wyżej: inny obraz Szeiba, ukazujący typową scenę z potopu szwedzkiego -
sprawiedliwe wycinanie przez polskich kawalerzystów szwedzkich żołdaków,
również obsługujących armatę, dobrze przedstawioną w centrum malowidła.
Podobnie wyglądało wybijanie szwedzkich najeźdźców przez chorągiew Paska
na opisywanym pagórku, tyle że wtenczas w owym boju zarówno Polaków,
jak Szwedów uczestniczyło znacznie więcej (po kilkuset), a bój toczył się w ciżbie.
TRYUMF NIEZŁOMNEJ POLSKIEJ DYWIZJI
REGIMENTARZA STEFANA CZARNIECKIEGO
Niezłomna dywizja Czarnieckiego na obrazie "Bogurodzica"
Potęga, moc, duma, chwała, bohaterstwo i tryumf naszej niezłomnej i sławnej polskiej dywizji regimentarza - generała Stefana Czarnieckiego, jej dowódcy, żołnierzy i ich dzielnych polskich
koni, które też były wzorem patriotyzmu i masowo ginęły w bojach za miłą ojczyznę.
Na ilustracji wyżej "Bogurodzica" - obraz olejny polskiego malarza Józefa Brandta
herbu Przysługa (1841-1915), namalowany w 1909 roku. Wymiary: 160 x 302 cm.
Muzeum Narodowe we Wrocławiu. Ukazuje niespotykaną siłę, pewność siebie i niezachwianą
wiarę w swoje możliwości i w zwycięstwo nad zbrodniczymi wrogami żołnierzy niezłomnej dywizji Stefana Czarnieckiego herbu Łodzia (1599-1665; regimentarz - generał dywizji, kasztelan kijowski, a potem wojewoda ruski i kijowski oraz hetman polny koronny; widoczny w centrum), śpiewających starodawny polski hymn wojenny "Bogurodzicę" (śpiewany tylko przed bitwą, w której każdy uczestnik mógł stracić życie lub zdrowie). Po lewej stronie ukazany jest chorąży z tatarskim buńczukiem, jako że ponad 30 procent składu dywizji Czarnieckiego stanowili Tatarzy polscy
i z Krymu. Na pierwszym planie wśród dzielnych i bogobojnych polsko-tatarskich łotrów widoczny jest poczciwy i sławny polski patriota, żołnierz, niezrównany szermierz oraz pamiętnikarz Jan Chryzostom Pasek herbu Doliwa (1636-1701; dowódca lubelskiej chorągwi pancernej - tatarskiej
w dywizji Czarnieckiego; autor słynnych dzieł: "Pamiętniki" i "Głupoty Bayeczne") na swym koniu, który nie mniej od niego był dla ojczyzny ofiarny i w boju bohatersko poległ, zaś Pasek uczcił tego serdecznego towarzysza broni stosownym panegirycznym - pochwalnym wierszem,
zapisanym w jego "Pamiętnikach" i przywołanym dalej.
To właśnie ten obraz powinien być najważniejszą ilustracją dla każdego prawdziwego Polaka,
gdyż ukazuje świadomych patriotów oraz nie klęskę i porażki, lecz chwile największych poświęceń
i tryumfów w najtrudniejszych dla naszego polskiego narodu czasach, kiedy to od zewnątrz atakowała nas sfora wrogów, a od środka jeszcze groźniejsze pasożyty (głównie - tak jak obecnie - o pochodzeniu żydowskim, ukraińskim i polskim). Ponadto wszelkie fakty dowodzą niezbicie,
że współczesne czasy w zasadzie we wszystkim przypominają straszny okres potopu szwedzkiego, kiedy to liczni wrogowie zewnętrzni przy pomocy wrogów wewnętrznych - zdrajców wymordowali już połowę Polaków oraz zniszczyli i zrabowali ponad 80 % ich dorobku materialnego (pozbawiając możliwości normalnej egzystencji), a od całkowitego unicestwienia naród polski uratowała właśnie dywizja Czarnieckiego, która jako jedyny oddział wojskowy nie zdradziła wtenczas ojczyzny
i w ciągłych ciężkich i zaciekłych kilkuletnich bojach pokonała okrutnych wrogów.
To dzięki poświęceniu tej dywizji żyjesz i możesz czytać te słowa. Tylko kto
w dzisiejszych czasach odegra rolę Stefana Czarnieckiego i żołnierzy z jego dywizji? Zadumaj się nad tym, bo to jest przecież najważniejsza kwestia życiowa tak dla ciebie, jak twoich bliskich, przyjaciół i znajomych oraz dla całego umęczonego polskiego narodu.
Ryszard Murat
Wyżej: szkic do obrazu olejnego "Wierny towarzysz", jaki namalował w 1871 roku polski malarz Juliusz Kossak herbu Kos (1824-1899). Wymiary: 48,5 x 63,5 cm. Widać na nim wzruszającą
scenę z potopu szwedzkiego, na której wierny koń dosłownie płacze nad zwłokami swego
ludzkiego towarzysza, zabitego w walce przez wrogów. W przypadku Paska było dokładnie odwrotnie: to on płakał nad bohatersko poległym w boju (od szwedzkich kul)
swym wierzchowcem o imieniu Deresz (w jęz. tatarskim "pstrokaty").
Na cześć tego dzielnego konia Pasek (choć jak sam przyznaje nie miał uzdolnień poetyckich,
jak wspomniany wcześniej polski poeta narodowy Kazimierz Józef Węgrzyn), zaraz po jego bohaterskiej śmierci w 1656 roku ułożył przepiękny i wzruszający wiersz pochwalny
pt. "Żegnaj mój Dereszu", będący najlepszym świadectwem jego człowieczeństwa
(zachowywanego nawet w czasach wyjątkowo strasznych i makabrycznych wydarzeń)
oraz umiejętności wyrażania uczuć i płaczu z powodu śmierci zwierzęcego przyjaciela.
Wiersz ten (zapisany przez Paska w jego "Pamiętnikach") zostaje tu przytoczony,
aby nie tylko stosownie zakończyć niniejszy tekst opisujący pamiątkową tablicę
Czarnieckiego i jego żołnierzy, a zatem również Paska, ale także zainspirować ciebie
do podobnego traktowania zwierzęcych braci - właśnie jak przyjaciół i braci.
ŻEGNAJ MÓJ DERESZU
Nie umiejętność moja to sprawiła,
Ale natura dobrym cię czyniła;
Ta zaś łaskawość i kochanie z tobą
Z tej okazyjej, żeśmy rośli z sobą.
Kiedym wsiadał na cię, tak mi się widziało,
Że na mnie wojska sto tysięcy mało;
Było i męstwo, było serca dosyć,
Nie trzeba było w pierwszy szereg prosić*.
Ustaną teraz we mnie te przymioty,
Ubędzie owej, co była, ochoty;
Zawsze od bystrej wody sokół stroni,
Gdy czuje, w skrzydłach, że pióra wyroni.
Nie takież nasze miało być rozstanie,
Nie z takim żalem ciężkim pożegnanie;
Tyś mię donosić miał jakiejś godności,
A ja też ciebie dochować starości.
Ciężkież to na mnie będą peryjody,
Gdy sobie wspomnę na owe swobody,
Których na tobie jeżdżąc, zażywałem
I com zamyślił, tego dokazałem.
Gdy wojska staną w zwykłej batalijej*,
Ja nie wygodzę swojej fantazyjej.
Więc ciężko westchnąć i zapłakać cale*,
Na cię wspomniawszy, mój Dereszu - Vale*!
Objaśnienia: * Nie trzeba było w pierwszy szereg prosić (staropol.) - nie trzeba było zachęcać do atku w bitwie
w pierwszym szeregu.
* w batalijej (od wł. battagliare = "walczyć, wojować") - w bitwie, boju, walce.
* cale (staropol.) - w pełni, całkowicie, z pełnym przejęciem.
* Vale (łac.) - Żegnaj.
____________________________________________________________
OPINIE - REAKCJE
na temat niniejszej relacji o ustawieniu
pamiątkowej kamiennej tablicy
Czarnieckiego i żołnierzy jego dywizji
Informacja o zamieszczeniu tej relacji została rozesłana różnym osobom, aby się z nią zapoznali i wyrazili swoje opinie.
Pamiętać bowiem należy, że informacje (ich tworzenie, utrwalanie i upowszechnianie) tylko wtedy mają sens, gdy u potencjalnych odbiorców wzbudzają właściwe - oczekiwane emocje.
Jak wiadomo, ludzie w swym działaniu (chodzi o tak zwane wyższe sprawy, a pomijając instynktowne zachowania, jak choćby zaspokajanie głodu czy pragnienia, zwłaszcza alkoholu) kierują się zarówno informacjami, jak emocjami, ale w większym stopniu emocjami, gdyż one mają silniejszą moc sprawczą - motywacyjną.
Biorąc pod uwagę ten mechanizm, i w naszym przypadku celem przedstawianych informacji jest wywoływanie właściwych emocji, bo dzięki nim owe informacje głębiej zapadają w pamięć, a ponadto skuteczniej i mocniej podnoszą u odbiorców poziom świadomości narodowej i patriotycznej.
Nic zatem dziwnego, że niniejsza relacja wywołała u wielu odbiorców bardzo pozytywny odbiór, a jako wybrane przykłady (gdyż na przywołanie wszystkich wyrażonych opinii trzeba byłoby przeznaczyć wiele miejsca) przedstawiamy tylko dwie z tych opinii:
- jedna wyrażona przez uczestnika opisywanej uroczystości odsłonięcia i poświęcenia tablicy;
- druga wyrażona przez osobę, która nie uczestniczyła w tej uroczystości, a informację o niej otrzymała od osoby, również nie biorącej w niej udziału.
Opinia dra Mariusza Wójcika z Krakowa
Oto opinia dra Mariusza Wójcika z Krakowa (byłego wieloletniego pracownika naukowego AGH - Akademii Górniczo-Hutniczej i komandora Pierwszej Komandorii Kraków), uczestnika opisanej uroczystości, wyrażona w e-mailu do jej inicjatora Ryszarda Murzy Murata:
Witaj,
Dzięki za Twoje wspaniałe historyczne DZIEŁO, które mi przesłałeś.
W całości jest to jedyny w swoim wydźwięku przekaz cząstki Polskiej historii, która powinna być głoszona przez mądrych nauczycieli w polskich liceach, a więc w klasach, w których młodzież może być już świadoma w odczycie przekazu niezwykłego patriotyzmu oddanych ojczyźnie ludzi żyjących w tamtych czasach i broniących populację zagrożonych wymordowaniem obywateli Rzeczpospolitej.
Link przekazuję wybranym osobom.
Serdecznie pozdrawiam
Mariusz Wójcik
Opinia Józefa Inorowicza z Wrocławia
Oto opinia Józefa Inorowicza z Wrocławia, wyrażona w e-mailu do ppłka Aleksandra Nowaka, członka władz Bractwa Liderów (Wielkiego Kanclerza oraz komandora Pierwszej Komandorii Wrocław):
Szanowny Panie Aleksandrze,
Z dużym zainteresowaniem zapoznałem się z przesłaną mi informacją o uroczystości odsłonięcia tablicy pamiątkowej ku czci hetmana Czarnieckiego, naszego narodowego bohatera.
Przypomniałem sobie "Potop" Sienkiewicza, którego lektura w szkole średniej kształtowała fundament mojego patriotyzmu.
Bardzo dziękuję za przypomnienie mi wiedzy o tamtych wydarzeniach.
Gratuluję funkcji Kanclerza w stowarzyszeniu "Bractwo Liderów" i możliwości jego wspierania.
Bractwo spełnia ważną funkcję edukacyjną, co w dzisiejszych czasach jest konieczne dla kształtowania świadomości młodzieży polskiej.
Po obejrzeniu nadesłanych materiałów oraz zapoznaniu się z ich bogatym opisem, napisałem wiersz, w którym starałem się wyrazić swoje myśli na ten temat. Przesyłam go do wiadomości.
Jeszcze raz bardzo dziękuję, gratuluję i gorąco pozdrawiam.
Życzę dużo zdrowia i siły do kontynuowania tej szlachetnej działalności społecznej.
Z wdzięcznością
Józef Inorowicz
Wiersz Józefa Inorowicza "Czas na przypominanie"
Wspomniany przepiękny wiersz przedstawiamy tu dla ukazania nie tylko trafności zawartych w nim stwierdzeń, ale i wysokiego kunsztu poetyckiego, przejawianego również w podwójnym rymowaniu wersetów.
CZAS NA PRZYPOMINANIE
Nadchodzą trudne czasy, przypominać trzeba
O bohaterach Polski, co o nią walczyli
O wolność i dostatek powszedniego chleba,
I jakimi wielkimi Polakami byli.
Byli też wielcy wtedy, kiedy Polska Wielka
Na mapie Europy mocarstwem się stała,
Lecz kiedy szubienicy zgotowana belka
Wielką Polskę z Narodem do grobu składała.
Szwedzki potop jak powódź Naród nasz zniewolił,
Ale to właśnie wtedy zrodzili się ludzie,
Tak, jak Hetman Czarniecki, co ducha wyzwolił,
O którym dziś mówimy, jak o wielkim cudzie.
Godnie czcimy go w Polsce i przypominamy
Zasługi, dzięki którym i my istniejemy,
Stąd też w „Bractwie Liderów” naśladowców mamy,
Dzięki którym tą pamięć wciąż pielęgnujemy.
Ci, co dziś dla Ojczyzny i jej ratowania,
Jak Czarniecki gotowi są ponieść ofiary,
I dlatego młodzieży chcą przypominania,
O tym, że do zwycięstwa potrzeba nam wiary.
Aby nikt nie odważył się zaatakować
Ojczyzny, którą bronić trzeba do ostatka,
Do obrony tej jednak trzeba przygotować,
Bo Ojczyzna, to nasza Ukochana Matka!
Ci, co niosą ze sobą dorobek historii,
I wspaniałą jej kartą się legitymują
Stanowią dla nas przykład, jak obchodzić w glorii
Zdarzenia, co jej siłę z mądrością budują.
Odsłonięcie tablicy w styczniu tego roku
W miejscu, skąd się Czarniecki patrzył na Warszawę
Jest dowodem, że nigdy nie spuszcza z niej wzroku
I z Polski, gdyż ważniejszej nie ma nadal sprawy.
A wierny też mu Pasek z jego żołnierzami
Duchem tutaj na straży tej tablicy stoją,
Ku przestrodze powieścią dzielą ciągle z nami,
O „Głupotach bajecznych”, których się nie boją.
Na czasy, co nadchodzą, trzeba wzmacniać ducha,
Temu służyć ma wiedza o naszej przeszłości,
Kiedy się o historii Czarnieckiego słucha,
W młodych sercach odradza się siła wolności.
Józef Inorowicz
Wrocław, dnia 4 lutego 2025 roku
_______________________________________________
Planowana książka
Przy okazji informujemy, że niebawem ukaże się książka, zwierająca przedstawiane w tym artykule informacje, ale znacznie rozszerzone między innymi o liczne ilustracje.
Opublikowana zostanie w kolorze, w ilości około 150 stronic.
Składać się będzie z dwóch części o powiązanych ze sobą tytułach:
"Pamiątkowa kamienna tablica regimentarza Stefana Czarnieckiego i żołnierzy jego niezłomnej dywizji, Warszawa 2025. Boje dywizji Czarnieckiego z najeźdźczymi wojskami szwedzkimi na obszarze obecnej dzielnicy Warszawa Wawer w dniu 31 lipca 1656 roku."
Osoby zainteresowane mogą już zamawiać tę książkę, pisząc pod adres e-mail:
ryszard.murat@gmail.com